czwartek, 13 października 2011

Nowy cykl

G.

Z cyklu: Słowa, których nie ma a być powinny.

Nagrodabin
- euforionośne urządzenie strzelające w seriach pociskami nagrodabinowymi. Pociski przebijają tkanki miękkie i trafiając bezpośrednio do duszy uwalniają tam swój ładunek przyjemności, spokoju i euforii. Produkowane masowo w Krainie za 7. Górą, używany w walkach z Demonami z Krainy Rozdarcia. Obecnie nagrodabiny mają status broni legendarnych, są ekstremalnie trudne do kupienia.



* Uwaga: Pomysł na cykl powyższy powstał o godzinie 5 rano podczas zamglonej i deszczowej niedzieli, treści w nim zawarte mogą powodować delikatne mdłości i brutalne zawroty głowy u Czytelników mocno zakotwiczonych w codzienności. W przypadku pana Henryka W. - jowialnego pracownika Ministerstwa Sprawiedliwości - przeczytanie wpisu zakończyło się realizacją planu przeprowadzki do Kornwalii i prowadzenia tam spokojnego żywotu pomocnika stolarza. Warto nadmienić też ( w ramach ostrzeżnia), że Henryk W. na kartce pocztowej, wysłanej ze swojej nowej ojczyzny, za pomocą języka łacińskiego raczył mnie poinformować, że ma słuszne podejrzenie, że jego lewa skarpetka może być statkiem kosmicznym...

czwartek, 6 października 2011

O blogu i marihuanie

K


Jak zwykle za dużo… za dużo mam do powiedzenia… Siostra Zet będzie znowu psioczyć, że blog przegadany… A Grzech mnie zostawił samą tym razem.

Pierwsze primo – blog. Sprawdziłam naiwnie w wyszukiwarce google. Oczywiście, że nasz blog jeszcze tam nie istnieje. Ale czy to nie piękne? Na te dwa słowa kluczowe wyskakują z jednej strony słodkie karmelowe treści do spożycia, z drugiej kościelne obrazki, święci, historie… Karmel – znaczące słowo w nomenklaturze kościoła katolickiego. Z jednej strony – słodycz a więc w pewnym sensie rozpusta. Z drugiej strony – karmelitańskie zakony, modły, posty, umartwianie się… Trochę jak ulice Meksyku – z jednej strony ikony i obrazy święte a z drugiej kurwy gotowe dać ułudę szczęścia za odpowiednią opłatę.
Hmmmm... Kwintesencja życia? A nie jest tak? W waszym życiu? Że pierwej szczęście, słodycz a potem zmartwienie, gorycz i tak na przemian?

Drugie primo – marihuana. Brzmi groźnie? Pewnie. Jak narkotyk. Bo nim jest. Jak: papierosy, alkohol, słodycze, telewizja, Internet, gry hazardowe et cetera, cetera…
Jednakże. Po marihuanie, jeśli spalacie czyste zioło, nie ma kaca. A na drugi dzień wszystko człek pamięta. Usłyszałam po spaleniu: „a teraz nawijaj sobie taki film jaki chcesz”. Nie zrozumiałam. Ani też nic się nie zadziało. Ale po godzinie napadła mnie…. Lekkość życia. Niech będzie „unbearable lightness of being” wiadomo kogo i wiadomo przez kogo sfilmowana (nie? to odsyłam chociażby na http://www.filmweb.pl/) Leciutko jest po tym. Z życiem. Śmieszno bardzo. I naprawdę – jaki sobie „film wkręcisz”, taki będzie się dział. Ja kwiczałam ze śmiechu. Po prostu. W wielkim skrócie żeby nie przegadać. Gorzej jeśli komuś zbierze się na amory… Może nic z tego nie wyjść. Po spożyciu wszystkie atrybuty cielesne podniet seksualnych nagle takie śmieszne się wydały. Jak zabaweczki sympatyczne. Do pogłaskania. Pośmiania się. I lulu. Lulu z aniołami. Nic złego się nie stało. Marihuana nie jest złem.
Złem jest brak umiejętności dozowania sobie jakiejkolwiek przyjemności. Esto memor!

Wiem Siostro Zet, znowu przegadałam… przepraszam. Ale przez moje palce przebiega tabun myśli. Istna Wielka Słowna Pardubicka. Ale tym razem – prrrrrrrrrr……





sobota, 1 października 2011

O głodach - debiutująctu (tu)

G

Jakiś czas temu niżej podpisany uświadomił sobie, że w wyjątkowo uzależniający sposób angażuje się w rozmowy na FB, opowiada radośnie historyjki ekshibicjonistyczne ze swego życia, przez telefon gada, śmieje się, planuje turbohedonistyczne weekendy, zapomina o codziennych obowiązkach a jego głowa ląduje nieomal automatycznie w chmurach. Wytłumaczenie takiej sytuacji wymagało umiejętności Sherlocka Holmesa. Właśnie jego metoda sprawiła, że przypomniałem sobie o swoim głodzie życia, a takie działania to pewnie po prostu...burczenie w brzuchu.
Z głodu...

K

Pisząc o głodzie, chciałabym od razu przeprosić czytelnika za mój brak umiejętności myślenia wyższego, który przejawia się w lawirowaniu pomiędzy metaforami i żaluzjami.
Z sympatii do Grzechu postanowiłam zrezygnować z tekstu o perwersji i podporządkować się tematowi jaki popełnił Tenże.
Zatem pisząc o głodzie – chciałam wspomnieć o sytuacji, jaka mi się przydarzyła w pracy.
Otóż – ostatnimi czasy mam nieustanny głód pomidora. To znaczy jeść je chcę niesutannie. Nieustannie raczej. I dzisiaj znowu miałam pomidora na śniadanie. Wszystko byłoby tak samo jak w każdy poprzedni wtorek czy piątek. Jednakże w momencie, gdy wzięłam go do ust – to znaczy pomidora – ten niespodziewanie uzewnętrznił mi się na rękę w postaci nasionek, które oblepiły mi paluchy. I szczypało niemało bo miałam skórę zadartą na palcu. Z konsternacją zerknęłam na kolegę naprzeciwko, ten jednakże nie spostrzegł niczego. Wpakowałam więc pospiesznie pomidora do buzi i okiełznałam go między zębami, z małą pomocą języka. Pękł skubany przy pierwszym nacisku. Z uwagi na to, że był napęczniały od soku (długo dojrzewać musiał był) łatwo przeszedł mi przez gardło.
Co się z nim stało dalej, gdy znikł był zupełnie w środku mnie – nie wiem. Muszę zgooglować.
Reasumując, słowo szczerości od Karmel – uważajcie z głodami; można się przez nie pobrudzić i wyjść z obszczypaną skórą. 

Sprawa Organizacyjna

Litera "G" oznacza, że poniższe słowa są autorstwa Grzecha
Litera "K" znaczy, że to Karmel w swej łasce pozwolił sobie słowami się podzielić.

O nas

Jesteśmy ludźmi niezwykle skromnymi i wychodzimy z założenia, że dużo lepiej jest, gdy nie my mówimy o nas lecz gdy o nas się mówi. Zatem poprosiliśmy naszego terapeutę, dr. hab. z Burkina Faso o wypowiedź:

Karmel&Grzech są ludźmi obrzydliwie mądrymi – Karmel ma aktywną prawą półkulę mózgu, zaś Grzech lewą; połączone razem dają 100% aktywności ludzkiego mózgu.

Płeć obojga jest nieistotna ponieważ Grzech często marzy o tym, że ma dwa obciążniki klatki piersiowej zaś Karmel zdarza się śnić o posiadaniu długiego obiektu rozległych rozważań filozoficznych pomiędzy nogami.

Intencje powstania niniejszego bloga są szczytne – Karmel&Grzech chcą nauczyć Cię pozytywnego myślenia; gdy okradziono Ci mieszkanie, czytając bloga Karmel&Grzech nauczysz się cieszyć tym, że nie okradli Ci także samochodu. Poznasz tutaj również tajniki pure nonsensu, czyli religii wyznawanej przez ultranacjonalistycznych hodowców trzody chlewnej.

Najczęściej Karmel&Grzech będą popełniać wpis wspólnie; może się zdarzyć również, że osobno. Sytuacja ta będzie się kształtować wprost proporcjonalnie do ilości drgań ichnich mitochondriów.

Karmel jest typowym reprezentantem Wielkiej Polski, zaś Grzech stanowi wzorcowy przykład człowieka Północy (gdyby ktoś z Was wykazywał dociekliwość w ustaleniu, czy w trakcie popełniania wpisów siedzą obok siebie, jedząc chrupki kukurydziane i klepiąc się od czasu do czasu po pośladkach, co naturalnie stymuluje drożność myśli).

Zasada panująca na blogu jest jedna. W trzech primach: obrażać innych ludzi mają prawo tylko Karmel&Grzech. Jeśli chcesz tu postulować swoją prawomyślność – zostaniesz przesunięty(-ta) do Kwarantanny. Jeśli będziesz krytykował(-ła) Karmel&Grzech – Twoje wpisy zostaną usunięte.


Karmel&Grzech z góry dziękują wszystkim gościom za poświęcenie swojego lub czyjegoś czasu na tę stronę. Thanks from the mountain.