wtorek, 24 kwietnia 2012

Wariacje wiosenne

K

Wiosenną nocą uwielbiam, siedząc w ogrodzie, wwąchiwać się w odmienione po zimie powietrze. Kod tego powietrza do odczytania: nowe możliwości. Ta pora roku to zapowiedź nowych możliwości.
Eteryczna mieszanina zapachów, które doprowadzają do szału aparaty węchowe uczuleniowców.
Częściej otwieram w sypialni okna na całą ich szerokość.
To czas, kiedy pod czaszką robi mi się nieco jaśniej.... 

Oczywiście, nie byłabym sobą, gdybym nie wspomniała o tym, że kij ma dwa końce. Drugi koniec kija przynależącego do wiosny: ludzie zaczynają śmierdzieć. Szczególnie w autobusach. Fakt, że śmierdzą, byłby mniej dotkliwy, gdyby coś z tym faktem robili.
Jeszcze jeden koniec kija: wiosna to również zapowiedź dni letnich a więc i upału. Temperatura powyżej 20 stopni Celsjusza wpływa na mnie destrukcyjnie. Wiecie jaka jest jedna z teorii "ospałości" i poddania Kubańczyków względem panującego tam komunizmu? Właśnie upał. 
W tym miejscu zamieszczam moją ukochaną piosenkę zespołu, o którym Wim Wenders zrobił film, podczas oglądania którego się popłakałam:



Wiosna jest również jedną z inspiracji do popełniania czegoś twórczego.
Dla przykładu: gdy w 1918 roku Julian Tuwim (tak, ten od "Lokomotywy") opublikował swój wiersz pt. "Wiosna" w "Pro Arte Et Studio" -  w kręgach literackich (i nie tylko) zawrzało z oburzenia. 
Zamiast wyjaśniać, dlaczego, (na zakończenie tego posta) zapraszam do lektury wyśmienitego tekstu:

Wiosna

(dytyramb)

Gromadę dziś się pochwali,
Pochwali się zbiegowisko
I miasto.
Na rynkach się stosy zapali
I buchnie wielkie ognisko,
I tłum na ulicę wylegnie
Z kątów wypełznie, z nor wybiegnie
Świętować wiosnę w mieście,
Świętować jurne święto.
I Ciebie się pochwali,
Brzuchu w biodrach szerokich,
Niewiasto!

Zachybotało! -- Buchnęło - i płynie -
Szurają nóżki, kołyszą się biodra,
Gwar, gwar, gwar, chichoty,
Gwar, gwar, gwar, piski,
Wyglancowane dowcipkują pyski,
Wyległo miliard pstrokatej hołoty,
Szurają nóżki, kołyszą się biodra,
Szur, szur, szur, gwar, gwar, gwar,
Suną tysiące rozwydrzonych par,
- A dalej! A dalej! A dalej!
W ciemne zieleńce, do alej,
Na ławce, psiekrwie, na trawce,
Naróbcie Polsce bachorów,
Wijcie się, psiekrwie, wijcie,
W szynkach narożnych pijcie,
Rozrzućcie więcej "kawalerskich chorób"!
A!! będą później ze wstydu się wiły
Dziewki fabryczne, brzuchate kobyły,
Krzywych pędraków sromne nosicielki!
Gwałćcie! Poleci każda na kolację!
Na kolorowe wasze kamizelki,
Na papierowe wasze kołnierzyki!
Tłumie, bądź dziki!
Tłumie! Ty masz RACJĘ!!!

O, ty zbrodniarzu cudowny i prosty,
Elementarny, pierwotnie wspaniały!
Ty gnoju miasta tytanicznej krosty,
Tłumie, o Tłumie, Tłumie rozszalały!
Faluj, straszliwa maso, po ulicach,
Wracaj od rogu, śmiej się, wariuj, szalej!
Ciasno ci w zwartych, twardych kamienicach,
Przyj! Może pękną - i pójdziecie dalej!

Powietrza! Z swych zatęchłych i nudnych facjatek
Wyległ potwór porubczy! Hej, czternastolatki,
Będzie dziś z was korowód zasromanych matek,
Kwiatki moje niewinne! Jasne moje dziatki!

Będzie dziś święto wasze i zabrzęczą szklanki,
Ze wstydem powrócicie, rodzice was skarcą!
Wyjdziecie dziś na rogi ulic, o kochanki,
Sprzedawać się obleśnym, trzęsącym się starcom!

Hej w dryndy! Do hotelów! Na wiedeński sznycel!
Na piwko, na koniaczek, na kanapkę miękką!
Uśmiechnie się, dziewczątka, kelner wasz, jak szpicel,
Niejedna taką widział, niejedna serdeńko...

A kiedy cię obejmą śliskie, drżące łapy
I młodej piersi chciwie, szybko szukać zaczną,
Gdy rozedmą się w żądzy nozdrza, tłuste chrapy,
Gdy ci kto pocznie szeptać pokusę łajdaczną -

- Pozwól!!! Przeraź go sobą, ty grzechu, kobieto!
Rodzicielko wspaniała! Samico nabrzękła!
Olśnij go wyuzdaniem jak złotą rakietą!
"Nie w stylu" będziesz - trwożna, wstydliwa, wylękła...

Wiosna!!! Patrz, co się dzieje! Toć jeszcze za chwilę
I rzuci się tłum cały w rui na ulicę!
Zośki ze szwalni i pralni, "Ignacze", Kamile!
I poczną sobą samców częstować samice!

Wiosna!!! Hajda - pęczniejcie! Trujcie się ze sromu!
Do szpitali gromadnie, tłuszczo rozwydrzona!
Do kloak swe bastrzęta ciskaj po kryjomu,
I znowu na ulicę, w jej chwytne ramiona!!!

Jeszcze! Jeszcze! I jeszcze! Zachłannie! Bezkreśnie!
Rodźcie, a jak najwięcej! Trzeba miasto silić!
Wyrywajcie bachorom języki boleśnie,
By, gdy je w dół wrzucicie nie mogły już kwilić!

Wszystko - wasze! Biodrami śmigajcie, udami!
Niech idzie tan lubieżnych podnieceń! Nie szkodzi!
- Och, sławię ja cię, tłumie, wzniosłymi słowami
I ciebie, Wiosno, za to, że się zbrodniarz płodzi!




poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Jak cię słyszą tak cię piszą

K

W pewne sobotnie popołudnie Karmel zajęta była porządkowaniem rabatów kwiatowych na działce. Obok niej spacerowała gęś Balbina*. Po drugiej stronie płotu krzątali się nowi sąsiedzi, którzy niedawno kupili działkę po porzednim, zmarłym sąsiedzie.
Karmel z dezaprobatą zauważyła, że wśród nowych znajdują się również dzieci**. Dezaprobata zniknęła na chwilę gdy dziewczynka w wieku mniej więcej 5. lat wykrzynęła do swojego brata mniej więcej w wieku 7. lat "oo! zobacz! jaki zwierz! co to jest?" na to brat odpowiedział "to jest gąska, nie widzisz? Mamo, mamo, czy my też możemy hodować gąskę? Możemy? Możemy? Ale będzie fajnie!"
Następnie, zapatrzeni w zdezorientowaną Balbinę, która łypiąc jednym okiem równie pilnie obserwowała te miniaturki ludzi,  siostra z bratem rozpływali się z zachwytu nad gęsią. Co sprawiło Karmel przyjemność. Przez jakieś trzy minuty. Po tym czasie bowiem wyłoniła się z altany kobieta przywołana uprzednim "Mamo, mamo".
Gdyby Karmel nigdy w swoim życiu nie widziała twarzy alkoholika, pomyślałaby, że owa kobieta mniej więcej w wieku 45.-48. lat ma problemy uczuleniowe ze skórą twarzy***. Kobieta wyskrzypiała do dzieci "Na co nam gęś" i weszła z powrotem do altany.
Nagle Karmel usłyszała głośne rąbnięcie, które spłoszyło Balbinę. Spojrzała na dach altany nowych sąsiadów i ujrzała na nim dwóch młodych mężczyzn mniej więcej w wieku 23.-25. lat. Jak się okazało, byli to bracia zachwyconych Balbiną dzieci. Natychmiast zwrócili uwagę na gęś i oto, co Karmel usłyszała od jednego z owych młodzieńców [uwaga, cytat]:

"Zaro jom złapjymy i zabijymy i bydymy mieli dużo mjysa"

Po którym to zdaniu nastąpił krótki, prymitywny rechot à la przygłup cieszący się z faktu wyjęcia z nosa babola i uformowania z niego kulki.
W tej jednej chwili, w tym feralnym momencie resztki nadziei na możliwość porozumienia się z nowymi sąsiadami uszły z Karmel jak powietrze z przekłutej dętki. Mało tego, powstała wątpliwość, czy aby przypadkiem zdanie to stanowiło w 100% żart.
Trzecia kwestia - słowa te padły z ust młodego mężczyzny mieszkającego w mieście.......

Z tej perspektywy Karmel pojęła oburzenie Rusinka, choć początkowo myślała, że on przesadza, wręcz przegina z obsesją poprawności językowej.

Dziś Karmel apeluje - trzeba po rusinkowemu przesadzać! I trzeba takoż przeginać!
Aby  utrzymać właściwe proporcje pomiędzy rusinkowizmem a idiotyzmem karmelowego sąsiada z działek.


*tak, Karmel ma gęś - wcale nie głupią, którą kupiła sobie na urodziny bynajmniej nie w celach konsumpcyjnych; raczej towarzyskich w myśl zasady, że ze zwierzęciem milej niż z człowiekiem - to pierwsze nie kłamie i nie cierpi na słowotok o niskim wskaźniku merytorycznej atrakcyjności
** dzieci na działce = kwiki, ryki, piski, wuwuzele i inne skrzeczące lub pierdzące zabawki
*** Karmel swoje dzieciństwo spędzała w dużej mierze na osiedlu, które przypominało to z "Alternatywy 4" i miało swojego (-ich) Balcerka (-ów).

Na zakończenie Karmel poleca


wtorek, 17 kwietnia 2012

Przyjaźń damosko-męska



G

Na prywatnej i subiektywnej liście największych bzdur wypowiadanych z nieuzasadnionym poczuciem objawionej prawdy czołowe miejsce zajmuje zdanie "Nie istnieje przyjaźń męsko-damska. Zawsze chodzi o seks". Kilka dni temu udało mi się na szczęście delikatnie (ale też i przypadkowo) podważyć pewność siebie kolejnej osoby, która powtarza te słowa.


Z K. znany się kilkanaście lat i tak się składa, że jest ona siostrą bliżniaczką dziewczyny, z którą studiowałem (to, że podkochiwałem się w niej nieskutecznie nie stanowi istotnej informacji dla dalszej historii). I chociaż nasze rozmowy na początku prześlizgiwały się po powierzchownych tematach, po jakimś czasie okazało się, że możemy i chcemy rozmawiać o czymś więcej, pojawiło się więc i powierzanie jakichś
tajemnic, udzielanie i słuchanie rad, a i wypłakiwanie się w mankiet zaobserwować by mógł jakiś uważny
obserwator z lornetką dobrej niemieckiej firmy. Rykoszetem polubili mnie jej rodzice, całkiem celowo udało nam się pojawić na kiczowatych dyskotekach i imprezach, gdzie celowo podsłuchałem kilka uroczo
nieskutecznych tekstów na podryw. I niewiele się zmieniało, gdy zmieniał się mój i jej stan uczuciowy czy też jej (uff! na szczęście nie mój:) stan cywilny. W międzyczasie urywały się jej luźniejsze znajomości,
czasem okazywało się nawet, że osoba posiadająca męża czy też żonę przekonywała się, że z powodu tego sukcesu nie są jej już potrzebni znajomi, znikali też gdzieś moi kumple, których porywała czarna dziura
zwana codziennością. I takie sytuacje mogły pogłębiać brak wiary w ludzi, zadumę, delikatnie przywoływać albo też jakoś umacniać przyjaźń...

Kilka dni temu pojawiłem się z K. na kiczowatej i może nawet prowincjonalnej dyskotece, gdzie dołączyła do nas moja Ex z kilkoma koleżankami. Ja piłem drinki, K. tańczyła z dziewczynami, gadaliśmy i wygłupialiśmy się wspólnie a na parkiecie udało mi się nawet nieskładne ruchy wykonywać do muzyki siermiężnej. Jak zareagowała jedna z niewiast? "Jesteście Parą, prawda?", "Nie. Przyjaciółmi" -
odpowiedziała K. I tu padło zdanie "Nie istnieje przyjaźń..." ale nie było ono chyba zbytnio przekonujące nawet dla osoby je wypowiadającej.


Kiedyś myślałem, że ludzie, którzy nie rozumieją przyjaźni męsko-damskiej i chowają ją do szafy razem z
Yetim, tak naprawdę nigdy nie rozpoznaliby przyjaźni - nawet, gdyby wyszła im z kieszeni i ugryzła mocno w łokieć. Sami nie potrafią stworzyć czy też pielęgnować takiego podejścia do innych ludzi, więc czują się
lepiej, negując jego istnienie pomiędzy przedstawicielami płci przeciwnej. Teraz znam 1242 ciekawsze
tematy do przemyśliwania w wiosenne wieczory...