czwartek, 26 marca 2015

Tam, gdzie kończy się Norwegia...

K

...tam jest pięknie. Bo nie ma już prawie nic. 
Porzekadło "wszędzie dobrze, gdzie nas nie ma" należy przypisać osiadłym na prywatnej mieliźnie przedstawicielom średniej klasy, którzy szczerzą zęby na łososiową w promocji na święta a wieczorem zasiadają przed telewizorem, udobruchani swoim półżyciem szczęśliwych obywateli państwa smutnego jak przemoczony kundel. Była w Norwegii i było jej tam cholernie dobrze. Poza Oslo, które, jak każda metropolia, nie robiło na niej żadnego pozytywnego wrażenia. Właściwie to pobyła, nie była. Zdążyła jej posmakować na tyle, aby zrozumieć, że mogłaby tam i wtedy zadzwonić do domu, poinformować, że zostaje, sprzedaje dom, domowników, sprzęty, książki, wszystko w jednopaku. Gdyby tylko była wolna od skrupułów i wyrzutów sumienia. Gdyby tutaj, w jej kraju, spotkała ją ta sama doza bycia uwodzoną przez wszystko, co w Kirkenes powaliło ją na kolana.... zwariowałaby, nie dając rady zatamować mocy feerii. Tam potrafiła. 
Nie spędzajmy ze sobą za dużo czasu. Powiedziała któregoś wieczora. Prędzej zatęsknię za naszym psem. Ja muszę nie mieć, żeby wytrzymać z kimkolwiek, kto miał odwagę, aby dzielić ze mną moją prywatność. Szczęście w nadmiarze wyprowadza mnie z równowagi i wzmaga niepewność. Co ty pleciesz, oburzył się na te słowa. Idiota. Pomyślała, wychodząc z pokoju. W nocy znowu śniła o Sør-Varanger. I o tym, że można oddychać lekko w wiecznie chłodnym powietrzu.





poniedziałek, 23 marca 2015

Jak całkowicie zniknąć i nie być znalezionym

K

podkład muzyczny do tekstu:

Obudziła się z przemożnym przekonaniem, że nie jest w stanie oderwać głowy od poduszki.
Otwarcie oczu również nie wchodziło w grę. Przypomniała sobie wczorajsze próby przekonania Krzysztofa, aby nie poprawiał ani jednego słowa w artykule, który zajął mu dwa miesiące pracy i aby zawalczył o swoje stanowisko. Przecież artykuł jest dobry. O siedemnastej wyszli na kręgle, ale zaczęło padać, więc skorzystali z taksówki. Taksówkarz okazał się ponurym facetem o twarzy w kształcie umywalki. Wszyscy milczeli w aucie przedzierającym się przez deszczowe ściany. Pomyślała, że to w sumie dość idiotyczne. Siedzą obok siebie, troje ludzi w średnim wieku, w ciasnej, dusznej przestrzeni spędzają dwadzieścia minut, nie mówiąc do siebie nic. Public relations - wykrzywiła usta na tę myśl. W rzeczywistości artykuł jest do dupy. Krzysztof musi o tym wiedzieć, ale wie również, że nie wykrzesa z siebie nic więcej ani nic lepszego. Ona to wie. Ona jest tego pewna. I kłamie. Kłamie kolejny raz, aby nie denerwować, aby nie ranić i aby ponownie nie wieszczyć nikomu nic jak pokraczna Kasandra. Przy płaceniu taksówkarzowi zerknęła w otwarty portfel Krzysztofa, który wypadł mu z ręki. Było w nim zdjęcie Jacka. Bardzo podobny do ojca. Spojrzała na Krzysztofa. Może tylko czoło nie. Powiedzieć czy nie? Powiedzieć czy nie? Powiedzenie prawdy może kosztować. Może kosztować za dużo, zbyt wiele z tego, co pozostało w jej życiu. A co ma i w jakiej ilości, przypomniała jej kierownik banku. Po tej rozmowie wyszła z bogatych wnętrz biurowca pomniejszona o nieruchomość. Pozostało jeszcze parę osób. I czas. Nie powie. Gdy artykuł będzie odrzucony a Krzysztof wróci do domu po wódce, w której utopi wszystkich skurwieli świata, ona wejdzie na górę i wtedy spróbuje go naprowadzić na błędy. Po czym oboje zasną, wąchając swoje stopy. Jak zwykle.
Czas na odrywanie głowy i otwieranie oczu dobiegł końca. Pomacała policzek. Znowu te pieprzone guziki odcisnęły się na skórze. Musi kupić poszewki z bocznym zamkiem. Musi również pamiętać, że w garażu nie ma za dużo miejsca na zbytek. Nie chciała dzielić pokoju z Krzysztofem. Nie chciała, aby Krzysztof, wprowadzając się do pokoju Jacka, oddał jej swój pokój. Przecież to tymczasowa sytuacja.
Niespodziewanie dla siebie, przypomniała sobie o tej książce. I poczuła napływ ciśnienia. Z myśli umknęły poduszki, odciski na policzkach, Krzysztof i cała reszta spraw. Zrobi to. Już niedługo. Może nie wszystko będzie takie, jak opisuje autor. Ale zrobi to. Lubi planować. Zaplanuje. Bez żalu i wyrzutów sumienia. Względem kogokolwiek. Krzysztof ją wyśmiał, gdy zobaczył, że czyta tę książkę. Nie próbowała wyprowadzać go z błędu. Przypisał sens tej lektury do jej dziwacznych widzimisię. Dobrze, niech tak zostanie. Powtarzała w kółko pseudocide, torując temu słowu drogę do swoich konstrukcji myślowych.
A gdy stanie po drugiej stronie, będzie zupełnie kimś innym. Wszystko będzie inne. Spojrzała na kartkę z cytatem, który codziennie przypomina jej o tym, o czym często zapomina:
Nie wolno się bać, strach zabija duszę. Strach to mała śmierć..... 
Nie wolno się bać.
Nie wolno się bać.
Nie wolno się bać.

CDN.




piątek, 13 marca 2015

Diagnoza

G

Widziałem jak rozczarowani imprezowicze wychodzą o 6 rano z dyskoteki. I ten charakterystyczny, gorzki wyraz ich twarzy, który mówi "mogło stać się wszystko, a nie stało się nic".

Obserwowałem ludzi, którzy na serwisach randkowych próbowali zalepić dziurę w sobie. Efekt był jednak przeciwny - dziura stawała się większa i bardziej poszarpana.

Widziałem, jak kobiety szukające desperacko miłości, decydują się na czyny, które zawstydziłyby wszystkich moralistów świata.

Widziałem polski film "Małe stłuczki", który świetnie pokazywał, jak bardzo ludzie boją się bliskości (oprócz kilku innych spraw).

Widziałem też "Kebab i Horoskop". W tym rewelacyjnym obrazie gromki śmiech przykrywa ogromną pustkę....

Gdyby teraz zgłosiło się do mnie WHO, to moja diagnoza byłaby krótka:
"W najbliższych latach ludzie będą umierali głównie na samotność".

środa, 11 marca 2015

Ile Roman ładny dyndał na moreli

K


Tytułowe pytanie może mieć charakter filozoficzny. Dyndanie na drzewie może mieć charakter jogiczno-mantryczny. Dyndanie na moreli przez ładnego Romana może mieć podtekst seksualny.
Nie wdając się w dalsze rozważania nad możliwościami interpretacyjnymi, spieszę donieść, że zupełnie nie o to chodzi. Czy już teraz wykapowałeś się, Szanowny Czytelniku, że owo zdanie o Romanie (rym zamierzony) jest przykładem palindromu? I drugie pytanie, zupełnie niezwiązane z clou tego wpisu, czy masz ulubione słowa? Ja mam. A palindrom jest jednym z nich. Chodzi mi oczywiście o zestawienie liter i głosek tworzących ten wyraz a nie o jego znaczenie, choć znaczenie jest równie atrakcyjne.

Postanowiłam napisać o palindromach ponieważ dzisiaj coś zrozumiałam. A zrozumienie tego czegoś przyniosło ze sobą ulgę i trochę pokoju we mnie. Następnie dotarło do mnie, że pewnie inni ludzie dawno to wiedzą i dawno to zrozumieli, tylko ja jestem opóźniona w dorastaniu i, mając syndrom Oskara Matzeratha, najwidoczniej broniłam się przed tą wiedzą do dzisiaj. Aż w końcu ona sama postanowiła zapukać do bram mojej jaźni i, nie czekając na moje zaproszenie, rozgościć się w moich myślach.

Ale co do powyższej eureki mają palindromy(?). Mają to do niej, że stosując palindromiczność roztrząsania tematu, mogłam i byłam w stanie sama przed sobą przyznać się, że jest dokładnie tak, jak pomyślałam, że jest. A pomyślunek ten nie rodził we mnie na początku myślenia zgody. I właśnie odwrócenie argumentów ułatwiło mojej buntowniczej naturze przyjęcie prawdy, o której jeszcze nie napisałam w tym tekście ani słowa, ale zaraz napiszę. Odczytanie mojego postrzegania spraw od końca do początku, zamiast odwrotnie, przyniosło ulgę, jak już wspomniałam wyżej.

Rozczarowania. Do tej pory myślałam wyłącznie o tym, jak wielu ludzi okazało się w moim życiu rozczarowaniem dla mnie. Jak wielu nie wstrzeliło się w moją projekcję ich osobowości i ichnich zdolności. W projekcję moich oczekiwań, które, w moim odczuciu, te osoby mogły / powinny / miały obowiązek spełnić. Możesz mnie nazwać, Szanowny Czytelniku, egoistą. Być może tak jest. Zresztą, zawsze uważałam, że egoista to jest ten człowiek, który nie myśli o mnie, tylko o sobie.
Wracając do poważnego toku niniejszych rozważań. Uświadomiłam sobie, że do dzisiaj skupiałam się wyłącznie na powodach rozczarowania, które bardzo, niestety, wiele razy czułam w życiu. Szczególnie względem ludzi, od których dużo oczekiwałam, względem których, ponieważ dawali mi ku temu powody, roiłam jakieś nadzieje na  - na przykład - zbudowanie niesamowitego porozumienia, względem których liczyłam na to, że dostarczą mi niespotykanych przeżyć, głównie intelektualnych. Zachowywałam się sama przed sobą, jak dziecko, które na wystawie cukierni zobaczyło ciastko z kremem i uparło się, by je spróbować, ponieważ było przekonane, że ów wypiek niewątpliwie smakuje idealnie. Ma dokładnie taki smak, jaki owo dziecko lubi. A po skosztowaniu okazało się, że ciastko było za mało słodkie, za bardzo słodkie.... 

Dzisiaj chciałabym wiedzieć, ile razy ja okazałam się takim ciastkiem dla ludzi, którzy spotkali mnie na swojej drodze. Ile razy przeze mnie zabrzmiały dzwony rozczarowania w czyichś myślach. Ile razy ja nie wstrzeliłam się w czyjeś wyobrażenia na mój temat, ile razy moja osobowość i domniemana high intelligence zburzyły czyjąś projekcję mnie jako niespotykanej osoby. I jak wiele razy zawiodłam czyjeś nadzieje. Myślę, że, biorąc pod uwagę właściwą grubość mojej zbroi oraz wskazaną, nabytą z biegiem lat, dozę pokory, przyjęłabym tę świadomość z wdzięcznością. Choć niekoniecznie wyciągając z niej najwłaściwsze wnioski.

Czy nie jest tak, że raczej boimy się takiego rodzaju wiedzy? 

...............

środa, 4 marca 2015

krótki instruktaż drażnienia ludzi

K

w ramach dzisiejszego wpisu chciałabym przedstawić Państwu sposoby na skuteczne drażnienie ludzi. wiarygodne, ponieważ przetestowane. aposterioryczność niżej wymienionych metod również przemawia względem nich in plus.

1. postawa ironisty. nie mylić z pospolitą lub też inną formą chama. niezwykle drażniąca, ponieważ wzbudza w interlokutorze poczucie niepewności, wzmaga jego czujność i podejrzliwość. oczywiście w sytuacji, w której mamy do czynienia z człowiekiem potrafiącym odczytać i zrozumieć nasze intencje ironiczne. nie zawsze wzór A = - A musi zostać ucieleśniony poprzez grymas na twarzy sugerujący to, że nie do końca myślimy dosłownie o tym, o czym zakomunikowaliśmy odbiorcy. sprowadzając casus do banalnej sytuacji, nakreślę, w czym rzecz:
spotykają się dwie "przyjaciółki". pierwsza wygląda tak jakby przed chwilą swoją facjatą wylizywała miejskie szalety. druga, spoglądając na towarzyszkę, wykrzykuje: - super wyglądasz!
jeśli wylizywaczka toalet posiada w miarę lotny umysł i samoświadomość, powinna zareagować mniej więcej tak: - daj spokój, wiem, że wyglądam koszmarnie, miałam ciężką noc.
jeśli zaś wylizywaczka toalet przedstawia standardowy poziom intelektualny pospólstwa rodzaju żeńskiego, powierci piętą w bucie, machnie łapką i wysapie z uśmiechem: - no coś ty, no przestań, hi-hi-hi.

2. postawa autoironisty. moja ulubiona. o trzy piętra piekielne gorsza od tej spod nr 1. pozwala na utrzymanie przewagi nad uczestnikiem dialogu poprzez stosowanie uroczego zgadzania się z nim w sytuacji, w której nam chce dopiec. postawa przypisywana ludziom świadomym swojej wartości, którzy potrafią mieć ubaw ze swoich wad. którzy potrafią stosować względem siebie zasadę aurea mediocritas.
kolejny przykład czyniący z tego tekstu wpis o charakterze pop:
spotykają się dwie nieprzyjaciółki. pierwsza, ze złośliwym grymasem cedzi przez zęby: gdybym miała tak wielką dupę jak ty to nie potrzebowałabym walizki do spakowania się na urlop. druga odpowiada: spokojnie, już sobie zamontowałam w dupie wieszaki, żeby mi się kiecki nie pogniotły w czasie podróży.

3. precyzyjność wysławiania się. szzczególnie dotkliwy rozdrażniacz ludzi, którzy z ową precyzyjnością mają problem. z precyzyjnością wysławiania się, która jest lustrzanym odbiciem logicznego myślenia oraz potwierdzeniem posiadania niestandardowego zasobu słownictwa (niestandardowego względem standardowej jednostki), wiąże się często (spokojna) dociekliwość.
przykład o charakterze pop: spotyka się dwóch ludzi (płeć nieistotna). pierwszy próbuje wyczerpująco zrelacjonować drugiemu coś / cokolwiek, ale brak mu słów, ergo nie może sobie przypomnieć właściwych słów i, żwawo gestykulując,  stosuje składniowe połamańce typu: no wiesz, taki ten, no ten, no wiesz, który / no wiesz jaki. drugi ze spokojem docieka: no nie wiem. więc o co ci chodzi? a pierwszy już nieco poirytowany: no kurde, no ten, jak to się zwało, no taki, wiesz przecież. drugi zaś: no właśnie nie wiem. pierwszy, z podniesionym ciśnieniem podszytym rozczarowaniem względem pierwszego, gdyż miał nadzieję, że pierwszy powie coś w stylu: aaa, nooo!, taaa, wiem, o co chodzi, no to co dalej się działo?, wyparowuje: no ku**a, no ten! jak to chu*** się zwie?!

4. posiadanie wiedzy pozornie bezużytecznej i nie ukrywanie jej. mam na myśli wiedzę, z której człowiek nie czerpie korzyści w postaci pieniędzy (chyba że jest nauczycielem / wykładowcą).
wiedzę, która - ni mniej ni więcej -  buduje naszą inteligencję (rym zamierzony).
ludzie, którzy posiadają jej mniej, posiadają jej szczątkowe ilości lub też nie posiadają jej wcale (tych ostatnich na szczęście nie spotkałam), w zderzeniu towarzyskim, w którym te braki zostają ujawnione i wyeksponowane, potrafią demaskatora swoich intelektualnych deficytów zrugać epitetami: przemądrzały!, pyszałkowaty! i wyniosły! (przyznam, że te dwa są mniej słyszanymi słowami, choć nie wiem, dlaczego).
przykład z atmosfery barowo-hotelowej i mocno po północy, czyli w czasie, w którym luzują się zawiasy mózgowe osobom o słabych robakach: mówi X: a te laski zachowują się jak biblijne kurwy Syjonu. odpowiada Y: chyba Babilonu. X: spierdalaj.
przykład mniej dekadencki: mówi X: zgodzę się na udział w tym projekcie, ale tylko i wyłącznie w ramach nadgodzin. odpowiada Y: ale tylko czy wyłącznie?. X: no przecież mówię!