Dawno obnosiłam się z popełnieniem tego tekstu. Poglądy na kler, jakie ukształtowały się w moim dorosłym życiu, są wypadkową rozmaitych doświadczeń. M.in. takich jak ponad trzy lata we wspólnocie salezjańskiej, trzy 15-dniowe pielgrzymki, w czasie których byłam świadkiem różnych incydentów, często z istotą takich wydarzeń nie mających nic wspólnego. Poza tym, zbieranie wiedzy na temat historii kościoła oraz współczesnej sytuacji tej instytucji, lektura Biblii a także przemyśleń ludzi, których szanuję, jak np. o. Leon Knabit, ks. Adam Boniecki czy ks. Józef Tischner - wszystko to łącznie wpłynęło na mój sposób postrzegania kościoła.
Z pewnością, podejmując poniższe tematy, nie wyczerpię żadnego z nich; nawet nie uzurpowałabym sobie takiego prawa. Z pewnością zostanę oskarżona przez niektórych czytelników o 'lewicowość', 'michnikowość' a może i o 'żydzizm'. Nie szkodzi.
Jeśli nie interesuje Cię całość tego tekstu, możesz przeskoczyć do konkretnego punktu:
1. Antyklerykalizm jako głos w obronie religii.
2. Katolicyzm, czyli zinstytucjonalizowane i zhierarchizowane chrześcijaństwo.
3. Ksiądz - biologiczny ojciec.
4. Kościół i drażliwe tematy: aborcja, antykoncepcja, homofobia, rasizm i inne.
5. Katolicy i Katole. Po co chodzimy na msze. Tradycja katolickich obrzędów.
6. Proboszcz na plebanii a nie w moim domu. Religia w przestrzeni publicznej.
7. Po co napisałam ten tekst i czego chcę.
1. Antyklerykalizm jako głos w obronie religii.
Może napiszę, czym antyklerykalizm nie jest. Jeśli ktoś rzuca wyzwiskami w stronę kościoła, wiary, księży itd. oraz okazuje agresję tudzież wrzuca w internet paszkwilowe i obraźliwe memy - nie jest to antyklerykał lecz fanatyk lub niedojrzały emocjonalnie osobnik lub jedno i drugie.
Może napiszę, czym antyklerykalizm nie jest. Jeśli ktoś rzuca wyzwiskami w stronę kościoła, wiary, księży itd. oraz okazuje agresję tudzież wrzuca w internet paszkwilowe i obraźliwe memy - nie jest to antyklerykał lecz fanatyk lub niedojrzały emocjonalnie osobnik lub jedno i drugie.
Czym jest antyklerykalizm i kim są antyklerykałowie - oddaję głos osobie mądrzejszej ode mnie - mianowicie o. Leonowi Knabitowi:
oraz redaktorowi pisma "Fakty i mity" i byłemu księdzu:
Właściwie nic nie mam do dodania do wypowiedzi obydwu panów. Prócz tego, że w pełni podzielam te poglądy.
Zastanów się Szanowny Czytelniku, czy jesteś klerykałem. Odpowiedź nie jest taka trudna - jeśli nie jesteś antyklerykałem, czyli akceptujesz i popierasz wpływ kościoła na życie polityczne i powszechnie społeczne oraz Twoje rodzinne, prywatne tudzież korzystanie przez tę instytucję z pieniędzy publicznych, jesteś klerykałem.
Antyklerykalizm myśli o dobru kościoła jako wspólnony nie zaś jako instytucji. Kościół wspólnotowy jest dla wszystkich ludzi, instytucjonalny - dla kleru.
Pierwszym najważniejszym antyklerykałem był sam Jezus Chrystus - tworząc kościół oparty na ewangelii, szczególnie zaś oparty na miłości i przebaczeniu, odżegnywał się od łączenia go z władzą świecką ("Królestwo Moje nie jest z tego świata"!) czy pieniędzmi (przepędził kupczących ze świątyni!).
Kościół / kler / współczesny praktykuje sprzeniewierzenie się nauce Chrystusa.
Ps. Dodatkowo antyklerykalizm: według ateisty i według racjonalisty
2. Katolicyzm, czyli zinstytucjonalizowane i zhierarchizowane chrześcijaństwo.
Przypuszczam, że przeciętny katolik (który nota bene nie zna Biblii bo jej nie czyta, nie potrafi wymienić X przykazań, 3 cnót boskich i itp, nie zna choćby pobieżnie historii kościoła a o Janie Pawle II potrafi powiedzieć tyle, że lubił kremówki i Barkę.....) utożsamia pojęcia chrześcijaństwa i katolicyzmu.
Tymczasem ów znak równości między nimi kładziony jest niesłusznie. Katolicyzm jest jedną z kilku religii wyrosłych na chrześcijaństwie. Można uważać się za chrześcijanina, nie uznając się za katolika. Na marginesie - przypuszczam zresztą, że gdyby chrześcijaństwo nie miało w swym 'orężu' kogoś takiego jak Pawła z Tarsu, nie udałoby się mu przebić przez mocno osadzoną kulturę antyku.
Chrześcijanie stanowili wspólnotę, nie kościół w rozumieniu instytucji. Był to kościół symboliczny. Kościół bez władzy. Katolicyzm swoim zhierarchizowaniem przypomina władzę świecką. I w istocie wiele miał i ma z nią wspólnego, nie tylko w kwestii podobieństwa funkcjonowania...
Więcej na temat owego rozróżnienia tutaj: chrześcijaństwo a katolicyzm
3. Ksiądz - biologiczny ojciec.
Kler skutecznie do dzisiaj zamiata ten temat pod dywan. Przy powszechnej zgodzie katolików. Gawiedź na wsi ma przynajmniej o czym plotkować. W mieście temat rozmywa się w potoku wielu innych.
Na początek - pojęcie celibatu. I znowu przyznam, że przypuszczam, że przeciętny katolik myli to pojęcie z zakazem uprawiania stosunków płciowych. Oczywiście termin ów dotyczy zupełnie czego innego:
"[łac.] (bezżeństwo), dobrowolne wyrzeczenie się małżeństwa; w Kościele katol. obowiązuje duchownych oraz zakonników (...) " z: Encyklopedia PWN, Kraków 2001.
Należy zauważyć, że stosunki płciowe pozamałżeńskie są uznawane przez kościół za grzech zatem w tym kontekście celibat = zakaz seksu.
Osobiście nie mam nic przeciwko temu, żeby duchowni uprawiali seks. Przestaliby przynajmniej udawać, że nie są normalnymi ludźmi, którzy mają normalne potrzeby, których brak spełnienia prowadzi do frustracji i rozmaitych dolegliwości.
Jednakże, obowiązek celibatu rodzi dwie sytuacje: a) niedogodną dla duchownych, którzy chcieliby mieć "legalnie" rodzinę; w zamian żyją w rozdarciu pomiędzy powołaniem do duchowieństwa oraz powołaniem do życia w rodzinie, które to dwa światy nie są przecież nie do połączenia! b) dogodną dla panów w koloratkach, którym na rękę fakt, że kobieta spodziewająca się ich dziecka jest napiętnowana i wyrzucona poza margines społeczny, zaś ów 'ojciec' bez żadnych konsekwencji, dzięki protekcji kościoła (kleru), jest przerzucony do innej parafii, gdzie proceder ów może w nieskończoność powielać. Nierzadko dzieci "z nieprawego łoża" trafiają do domów dziecka.....
Nie chodzi mi absolutnie o problem łamania przysiąg przez duchownych, autentyczności całego obrzędu święceń i inne. Dla mnie osobiście nie ma to żadnego znaczenia. Chodzi mi o społeczną sprawiedliwość i odpowiedzialność tych mężczyzn za los dzieci, za które winni być odpowiedzialni w tym samym stopniu co kobiety.
Czytając takie artykuły:
księża chcą związków, ksiądz uwiódł niepełnosprawną dziewczynę, dziecko umiera bo ksiądz-ojciec nie wezwał pogotowia..., nie mieści mi się w głowie, że my, społeczeństwo, godzimy się na to.
Jeśli oczywiście nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze. Mianowicie o kwestię dziedziczenia.
Kościół, akceptując żeństwo księży, traciłby na tym finansowo.
Dla zainteresowanych tym tematem: Stowarzyszenie Żonatych Księży i Ich Rodzin
4. Kościół i drażliwe tematy: aborcja, antykoncepcja, homofobia, rasizm i inne...
Nie będę się szczegółowo wypowiadać na każde z tych zagadnień ponieważ są to tematy bardzo aktualne w mediach i zainteresowani mogą poczytać / posłuchać jak lewa i prawa strona przerzuca się terminami nie do pogodzenia...
Jeśli chodzi o aborcję - przeraża mnie to, że rynek podziemny kwitnie jako doskonały biznes. Nikt z rządu nie pomyślał o tym, aby podjąć z nim walkę. Za to walczy z osobami, które mają odmienne poglądy. Uważam, że nikt nie ma prawa narzucać drugiemu człowiekowi swoich poglądów w takich kwestiach. I nikt nie ma prawa go osądzać. Zaś co do stanowiska kościoła, który uważa, że człowiekiem jest embrion - chciałabym zadać pytanie: dlaczego są księża w naszym kraju, którzy odmawiają pogrzebu dziecku poronionemu? Embrion zasługuje na podmiotowe traktowanie a dziecko poniżej 22-tygodnia, które nie przeżyło w wyniku poronienia, nie zasługuje? Jeszcze bardziej kuriozalne i przerażąjące jest dla mnie odmówienie pogrzebu z jakichś dziwnych powodów, np. z tego, że zmarłe dziecko było "z nieprawego łoża" Głosy na ten temat: ksiądz nie ma prawa odmówić pogrzebu, dziecko z "nieprawego łoża" zmarło - ksiądz odmówił pogrzebu...,
Antykoncepcja. Pozwolę się nie zgodzić z głoszonym przez kościół potępieniem wobec prezerwatywy, która w takich krajach jak Afryka jest w tej chwili jedyną, najtańszą metodą zapobiegającą szerzeniu się AIDS. I nie, nie zgadzam się z Janem Pawłem II, który będąc w Afryce, nauczał tamtejsze ludy o (moralnej) szkodliwości prezerwatyw. Oglądałam dokumenty, w których pokazywano dzieci ze spuchniętymi brzuchami, oblepione muchami, umierające jak zwierzęta w rowach - w najgorszym upodleniu i w - nie do wyobrażenia dla mnie - bólu oraz osamotnieniu.
Jeśli zaś chodzi o homofobię i rasizm - jestem przeciwko okazywaniu drugiemu człowiekowi jakiejkolwiek formy nienawiści. Nie ma dla mnie znaczenia, kto ją przejawia. To są bardzo niebezpieczne emocje, które powinny być, z uwagi na przykłady z historii, wyciszane i piętnowane. Niestety, kościół przykłada swoją rękę do powstawania takich 'zapalników'. Co jakiś czas wygłaszane są upolitycznione kazania, pełne wrogości do "innego" od nas, których to kazań inteligentny człowiek po prostu nie będzie mógł słuchać.
Nie będę dyskutować, czy homoseksualizm jest zboczeniem i chorobą ponieważ uważam, że nie jest.
Napiszę tylko, że piętnowanie ludzi o innej orientacji seksualnej często prowadziło i prowadzi do przemocy, do morderstwa lub - jak w przypadku bohatera poniższego filmu opartego na faktach - do śmierci samobójczej....... Modlitwy za Bobby'ego
5. Katolicy i Katole. Po co chodzimy na msze. Tradycja katolickich obrzędów.
Ten pierwszy zestaw terminów pamiętam z jednego demota, mianowicie:
Przy okazji dodam, że przy tego rodzaju manifestacjach katoli korzystają politycy - populiści, którzy utracili władzę albo jeszcze jej na dobre nie zdobyli i sprytnie rozdmuchują takie wydarzenia i prowokują je, aby dzięki temu zdobyć na najbliższe wobory pokaźny (niestety) elektorat....
Rozróżnienie na katolików i katoli ładnie przedstawił ów blogger - ja się po prostu podpisuję:
katolicy i katole. msza odfajkowana...
Autor tego bloga porusza również temat odprawianych mszy i wygłaszanych kazań. Drażliwy temat dla mnie, który był jednym z wielu, należącym do głównych powodów mojej rezygnacji z uczęszczania na owe msze.
Msza jest tradycją - skostniałą i nieautentyczną (nie chcę wrzucać do tego worka osób, dla których ma odwrotne znaczenie, wiem, że takie są ale należą do zdecydowanej mniejszości). Do kościoła w niedzielę się idzie bo.... bo tak. Bo taki jest obyczaj. Niedziela ma zresztą dwa oblicza - kościół i galerię handlową. Kiedyś ich nie było więc po mszy ludzie spędzali czas w inny sposób. Dziś mamy galerię, która stanowi drugą niedzielną mekkę dla rodzin - ot, narodził się nowy obyczaj. Wszystko to kwestia przyzwyczajenia. Gdy jeszcze kilkanaście lat temu uczęszczałam na msze - denerwowało mnie bezmyślne klepanie modlitw - do tego w takim tempie, że nie miałam szansy nawet zdążyć się zastanowić nad wypowiadanymi przez zgromadzenie słowami. Kazania zaś są pełną rutyny paplaniną utworzoną z frazesów albo / i propagandą polityczną. Nikt chyba już nie traktuje kazań jako rodzaju sztuki, którą trzeba dobrze opanować, której trzeba poświęcić czas, aby była atrakcyjna dla odbiorcy, pozostawała w jego pamięci i dawała do myślenia.
Prawda jest taka, że klerowi nie zależy na prawdziwych wiernych, którzy z powagą, zrozumieniem, weryfikacyjnym myśleniem będą podchodzić do tego, co dziś oferuje im kościół na mszach.
Ba, jestem przekonana, że kler takich wiernych nie chce. Po co im samodzielnie myślący, mający oczekiwania co do jakości i autentyczności obrzędu wyznawcy wiary? To kłopotliwi ludzie, bo "o coś im chodzi"...
Zaś w kwestii samych obrzędów - zastanawiam się, ilu z was, Szanowni Czytelnicy, jest świadomych, że liturgiczne obrzędy to kwestia umowności a nie czegoś uświęconego? Odmienne obrzędy obowiązują w prawosławiu, ale czy są one złe bo są inne od katolickich? Nie. Autorem ich są ludzie. Nie Bóg.
Przysłowiowe darcie koszuli na piersi i włosów z głowy za coś umownego, przyjętego przez ludzi jest co najmniej godne pożałowania.
6. Proboszcz na plebanii a nie w moim domu. Religia w przestrzeni publicznej.
Kolęda - wszyscy wiemy, czemu współcześnie służy proceder nawiedzania swoich wiernych przez księży w danej parafii. Koperta. Który odmówi dobrowolnego datku? Nie dasz? Ale przecież wszyscy dają - tak się przyjęło, taki jest obyczaj. Teoretycznie ksiądz odwiedza wiernych, aby z nimi porozmawiać, dowiedzieć się, jak im się żyje, poznać ich troski i problemy. Ja zaś nie doświadczyłam dłuższej wizytacji duchownego niż 10 minut. Czy przez 10 albo 15 minut ksiądz jest w stanie porozmawiać z daną rodziną na jakiekolwiek istotne tematy? Czy mógłby złożyć wizytę godzinną, gdyby rodzina tego potrzebowała? Nie, ponieważ nie zdążyłby obskoczyć zaplanowanej ilości adresów na dany dzień a przecież statystyki muszą być zaktualizowane.
Procesje - kler katolicki ma od zarania potrzebę "poszerzania przestrzeni" oddziaływań 'sakralnych' - kościoły a więc miejsca kultu to za mało. Przestrzeń publiczna, świecka również jest do jego dyspozycji od czasu do czasu, regularnie.
Dlaczego ludzie biorą udział w procesji? Bo inni biorą. Bo tak się przyjęło. Bo taki jest obyczaj. W drodze można sobie pogadać. Obgadać kogo trzeba i na trzy-czte-i-ry klęknąć raz po raz.
A gdyby zmienić obyczaj i np. Drogę Krzyżową zorganizować li i tylko w kościele, gdzie nota bene SĄ stacje tejże Drogi? A gdyby zamiast kolędy księża przyjmowali w parafii rodziny, które są chętne z nimi rozmawiać i szukać u nich pomocy? Bez koperty?
Umowność i obrzędowość to nie jest coś, co dane musi być na zawsze.
Przestrzeń publiczna powinna pozostać na co dzień przestrzenią świecką - bez możliwości wystąpień dla jakiejkolwiek religii poza miejscami jej kultywowania (świątyniami).
7. Po co napisałam ten tekst i czego chcę.
Przede wszystkim po to, aby choć częściowo dać upust temu, co zaprząta moją głowę. Tematy poruszone powyżej są tak złożone i rozległe, że zdaję sobie sprawę z braku moich możliwości ich wyczerpania. Ale nie to również było moim celem.
Marzy mi się:
-państwo świeckie, w którym kościół będzie miał jasno wyznaczone miejsce z dala od polityki, władzy a jako instytucja będzie opodatkowany
-kler zacznie wcielać w życie przede wszystkim cnotę pokory i zwróci się autentycznie w stronę nauki Chrystusa (wiara, miłość, nadzieja)
-obywatel będzie szanowany ponieważ jest człowiekiem bez względu na wyznanie lub jego brak, orientację i poglądy
Czy to jest możliwe?
Realnie oceniając, myślę, że ja już takich czasów nie dożyję. Ale może kolejne pokolenia. Czego im życzę.
Amen.
Ps. Dodatkowo antyklerykalizm: według ateisty i według racjonalisty
2. Katolicyzm, czyli zinstytucjonalizowane i zhierarchizowane chrześcijaństwo.
Przypuszczam, że przeciętny katolik (który nota bene nie zna Biblii bo jej nie czyta, nie potrafi wymienić X przykazań, 3 cnót boskich i itp, nie zna choćby pobieżnie historii kościoła a o Janie Pawle II potrafi powiedzieć tyle, że lubił kremówki i Barkę.....) utożsamia pojęcia chrześcijaństwa i katolicyzmu.
Tymczasem ów znak równości między nimi kładziony jest niesłusznie. Katolicyzm jest jedną z kilku religii wyrosłych na chrześcijaństwie. Można uważać się za chrześcijanina, nie uznając się za katolika. Na marginesie - przypuszczam zresztą, że gdyby chrześcijaństwo nie miało w swym 'orężu' kogoś takiego jak Pawła z Tarsu, nie udałoby się mu przebić przez mocno osadzoną kulturę antyku.
Chrześcijanie stanowili wspólnotę, nie kościół w rozumieniu instytucji. Był to kościół symboliczny. Kościół bez władzy. Katolicyzm swoim zhierarchizowaniem przypomina władzę świecką. I w istocie wiele miał i ma z nią wspólnego, nie tylko w kwestii podobieństwa funkcjonowania...
Więcej na temat owego rozróżnienia tutaj: chrześcijaństwo a katolicyzm
3. Ksiądz - biologiczny ojciec.
Kler skutecznie do dzisiaj zamiata ten temat pod dywan. Przy powszechnej zgodzie katolików. Gawiedź na wsi ma przynajmniej o czym plotkować. W mieście temat rozmywa się w potoku wielu innych.
Na początek - pojęcie celibatu. I znowu przyznam, że przypuszczam, że przeciętny katolik myli to pojęcie z zakazem uprawiania stosunków płciowych. Oczywiście termin ów dotyczy zupełnie czego innego:
"[łac.] (bezżeństwo), dobrowolne wyrzeczenie się małżeństwa; w Kościele katol. obowiązuje duchownych oraz zakonników (...) " z: Encyklopedia PWN, Kraków 2001.
Należy zauważyć, że stosunki płciowe pozamałżeńskie są uznawane przez kościół za grzech zatem w tym kontekście celibat = zakaz seksu.
Osobiście nie mam nic przeciwko temu, żeby duchowni uprawiali seks. Przestaliby przynajmniej udawać, że nie są normalnymi ludźmi, którzy mają normalne potrzeby, których brak spełnienia prowadzi do frustracji i rozmaitych dolegliwości.
Jednakże, obowiązek celibatu rodzi dwie sytuacje: a) niedogodną dla duchownych, którzy chcieliby mieć "legalnie" rodzinę; w zamian żyją w rozdarciu pomiędzy powołaniem do duchowieństwa oraz powołaniem do życia w rodzinie, które to dwa światy nie są przecież nie do połączenia! b) dogodną dla panów w koloratkach, którym na rękę fakt, że kobieta spodziewająca się ich dziecka jest napiętnowana i wyrzucona poza margines społeczny, zaś ów 'ojciec' bez żadnych konsekwencji, dzięki protekcji kościoła (kleru), jest przerzucony do innej parafii, gdzie proceder ów może w nieskończoność powielać. Nierzadko dzieci "z nieprawego łoża" trafiają do domów dziecka.....
Nie chodzi mi absolutnie o problem łamania przysiąg przez duchownych, autentyczności całego obrzędu święceń i inne. Dla mnie osobiście nie ma to żadnego znaczenia. Chodzi mi o społeczną sprawiedliwość i odpowiedzialność tych mężczyzn za los dzieci, za które winni być odpowiedzialni w tym samym stopniu co kobiety.
Czytając takie artykuły:
księża chcą związków, ksiądz uwiódł niepełnosprawną dziewczynę, dziecko umiera bo ksiądz-ojciec nie wezwał pogotowia..., nie mieści mi się w głowie, że my, społeczeństwo, godzimy się na to.
Jeśli oczywiście nie wiadomo, o co chodzi, chodzi o pieniądze. Mianowicie o kwestię dziedziczenia.
Kościół, akceptując żeństwo księży, traciłby na tym finansowo.
Dla zainteresowanych tym tematem: Stowarzyszenie Żonatych Księży i Ich Rodzin
4. Kościół i drażliwe tematy: aborcja, antykoncepcja, homofobia, rasizm i inne...
Nie będę się szczegółowo wypowiadać na każde z tych zagadnień ponieważ są to tematy bardzo aktualne w mediach i zainteresowani mogą poczytać / posłuchać jak lewa i prawa strona przerzuca się terminami nie do pogodzenia...
Jeśli chodzi o aborcję - przeraża mnie to, że rynek podziemny kwitnie jako doskonały biznes. Nikt z rządu nie pomyślał o tym, aby podjąć z nim walkę. Za to walczy z osobami, które mają odmienne poglądy. Uważam, że nikt nie ma prawa narzucać drugiemu człowiekowi swoich poglądów w takich kwestiach. I nikt nie ma prawa go osądzać. Zaś co do stanowiska kościoła, który uważa, że człowiekiem jest embrion - chciałabym zadać pytanie: dlaczego są księża w naszym kraju, którzy odmawiają pogrzebu dziecku poronionemu? Embrion zasługuje na podmiotowe traktowanie a dziecko poniżej 22-tygodnia, które nie przeżyło w wyniku poronienia, nie zasługuje? Jeszcze bardziej kuriozalne i przerażąjące jest dla mnie odmówienie pogrzebu z jakichś dziwnych powodów, np. z tego, że zmarłe dziecko było "z nieprawego łoża" Głosy na ten temat: ksiądz nie ma prawa odmówić pogrzebu, dziecko z "nieprawego łoża" zmarło - ksiądz odmówił pogrzebu...,
Antykoncepcja. Pozwolę się nie zgodzić z głoszonym przez kościół potępieniem wobec prezerwatywy, która w takich krajach jak Afryka jest w tej chwili jedyną, najtańszą metodą zapobiegającą szerzeniu się AIDS. I nie, nie zgadzam się z Janem Pawłem II, który będąc w Afryce, nauczał tamtejsze ludy o (moralnej) szkodliwości prezerwatyw. Oglądałam dokumenty, w których pokazywano dzieci ze spuchniętymi brzuchami, oblepione muchami, umierające jak zwierzęta w rowach - w najgorszym upodleniu i w - nie do wyobrażenia dla mnie - bólu oraz osamotnieniu.
Jeśli zaś chodzi o homofobię i rasizm - jestem przeciwko okazywaniu drugiemu człowiekowi jakiejkolwiek formy nienawiści. Nie ma dla mnie znaczenia, kto ją przejawia. To są bardzo niebezpieczne emocje, które powinny być, z uwagi na przykłady z historii, wyciszane i piętnowane. Niestety, kościół przykłada swoją rękę do powstawania takich 'zapalników'. Co jakiś czas wygłaszane są upolitycznione kazania, pełne wrogości do "innego" od nas, których to kazań inteligentny człowiek po prostu nie będzie mógł słuchać.
Nie będę dyskutować, czy homoseksualizm jest zboczeniem i chorobą ponieważ uważam, że nie jest.
Napiszę tylko, że piętnowanie ludzi o innej orientacji seksualnej często prowadziło i prowadzi do przemocy, do morderstwa lub - jak w przypadku bohatera poniższego filmu opartego na faktach - do śmierci samobójczej....... Modlitwy za Bobby'ego
W moim odczuciu, prędzej czy później, nastąpi akceptacja pewnych "zapalnikowych" jeszcze dzisiaj tematów. Społeczeństwo ewoluuje choć potrzeba na to czasu. I jeśli kościół nie zaakceptuje tych zmian - tylko na tym straci.
Ten pierwszy zestaw terminów pamiętam z jednego demota, mianowicie:
Przy okazji dodam, że przy tego rodzaju manifestacjach katoli korzystają politycy - populiści, którzy utracili władzę albo jeszcze jej na dobre nie zdobyli i sprytnie rozdmuchują takie wydarzenia i prowokują je, aby dzięki temu zdobyć na najbliższe wobory pokaźny (niestety) elektorat....
Rozróżnienie na katolików i katoli ładnie przedstawił ów blogger - ja się po prostu podpisuję:
katolicy i katole. msza odfajkowana...
Autor tego bloga porusza również temat odprawianych mszy i wygłaszanych kazań. Drażliwy temat dla mnie, który był jednym z wielu, należącym do głównych powodów mojej rezygnacji z uczęszczania na owe msze.
Msza jest tradycją - skostniałą i nieautentyczną (nie chcę wrzucać do tego worka osób, dla których ma odwrotne znaczenie, wiem, że takie są ale należą do zdecydowanej mniejszości). Do kościoła w niedzielę się idzie bo.... bo tak. Bo taki jest obyczaj. Niedziela ma zresztą dwa oblicza - kościół i galerię handlową. Kiedyś ich nie było więc po mszy ludzie spędzali czas w inny sposób. Dziś mamy galerię, która stanowi drugą niedzielną mekkę dla rodzin - ot, narodził się nowy obyczaj. Wszystko to kwestia przyzwyczajenia. Gdy jeszcze kilkanaście lat temu uczęszczałam na msze - denerwowało mnie bezmyślne klepanie modlitw - do tego w takim tempie, że nie miałam szansy nawet zdążyć się zastanowić nad wypowiadanymi przez zgromadzenie słowami. Kazania zaś są pełną rutyny paplaniną utworzoną z frazesów albo / i propagandą polityczną. Nikt chyba już nie traktuje kazań jako rodzaju sztuki, którą trzeba dobrze opanować, której trzeba poświęcić czas, aby była atrakcyjna dla odbiorcy, pozostawała w jego pamięci i dawała do myślenia.
Prawda jest taka, że klerowi nie zależy na prawdziwych wiernych, którzy z powagą, zrozumieniem, weryfikacyjnym myśleniem będą podchodzić do tego, co dziś oferuje im kościół na mszach.
Ba, jestem przekonana, że kler takich wiernych nie chce. Po co im samodzielnie myślący, mający oczekiwania co do jakości i autentyczności obrzędu wyznawcy wiary? To kłopotliwi ludzie, bo "o coś im chodzi"...
Zaś w kwestii samych obrzędów - zastanawiam się, ilu z was, Szanowni Czytelnicy, jest świadomych, że liturgiczne obrzędy to kwestia umowności a nie czegoś uświęconego? Odmienne obrzędy obowiązują w prawosławiu, ale czy są one złe bo są inne od katolickich? Nie. Autorem ich są ludzie. Nie Bóg.
Przysłowiowe darcie koszuli na piersi i włosów z głowy za coś umownego, przyjętego przez ludzi jest co najmniej godne pożałowania.
6. Proboszcz na plebanii a nie w moim domu. Religia w przestrzeni publicznej.
Kolęda - wszyscy wiemy, czemu współcześnie służy proceder nawiedzania swoich wiernych przez księży w danej parafii. Koperta. Który odmówi dobrowolnego datku? Nie dasz? Ale przecież wszyscy dają - tak się przyjęło, taki jest obyczaj. Teoretycznie ksiądz odwiedza wiernych, aby z nimi porozmawiać, dowiedzieć się, jak im się żyje, poznać ich troski i problemy. Ja zaś nie doświadczyłam dłuższej wizytacji duchownego niż 10 minut. Czy przez 10 albo 15 minut ksiądz jest w stanie porozmawiać z daną rodziną na jakiekolwiek istotne tematy? Czy mógłby złożyć wizytę godzinną, gdyby rodzina tego potrzebowała? Nie, ponieważ nie zdążyłby obskoczyć zaplanowanej ilości adresów na dany dzień a przecież statystyki muszą być zaktualizowane.
Procesje - kler katolicki ma od zarania potrzebę "poszerzania przestrzeni" oddziaływań 'sakralnych' - kościoły a więc miejsca kultu to za mało. Przestrzeń publiczna, świecka również jest do jego dyspozycji od czasu do czasu, regularnie.
Dlaczego ludzie biorą udział w procesji? Bo inni biorą. Bo tak się przyjęło. Bo taki jest obyczaj. W drodze można sobie pogadać. Obgadać kogo trzeba i na trzy-czte-i-ry klęknąć raz po raz.
A gdyby zmienić obyczaj i np. Drogę Krzyżową zorganizować li i tylko w kościele, gdzie nota bene SĄ stacje tejże Drogi? A gdyby zamiast kolędy księża przyjmowali w parafii rodziny, które są chętne z nimi rozmawiać i szukać u nich pomocy? Bez koperty?
Umowność i obrzędowość to nie jest coś, co dane musi być na zawsze.
Przestrzeń publiczna powinna pozostać na co dzień przestrzenią świecką - bez możliwości wystąpień dla jakiejkolwiek religii poza miejscami jej kultywowania (świątyniami).
7. Po co napisałam ten tekst i czego chcę.
Przede wszystkim po to, aby choć częściowo dać upust temu, co zaprząta moją głowę. Tematy poruszone powyżej są tak złożone i rozległe, że zdaję sobie sprawę z braku moich możliwości ich wyczerpania. Ale nie to również było moim celem.
Marzy mi się:
-państwo świeckie, w którym kościół będzie miał jasno wyznaczone miejsce z dala od polityki, władzy a jako instytucja będzie opodatkowany
-kler zacznie wcielać w życie przede wszystkim cnotę pokory i zwróci się autentycznie w stronę nauki Chrystusa (wiara, miłość, nadzieja)
-obywatel będzie szanowany ponieważ jest człowiekiem bez względu na wyznanie lub jego brak, orientację i poglądy
Czy to jest możliwe?
Realnie oceniając, myślę, że ja już takich czasów nie dożyję. Ale może kolejne pokolenia. Czego im życzę.
Amen.