środa, 19 marca 2014

Skarżysz się? Zostaniesz zgnojony...

G


Afera medialna związana z pisarką nominowaną do nagrody literackiej NIKE, która miała czelność poskarżyć się na niskie wynagrodzenie za napisaną książkę to idealny przykład polskiej kotłowaniny medialnej. Takiej, gdzie żółć wylewa się na zewnątrz silną strugą, zakompleksione typki wyżywają się na słabszym a inni pisarze (tzw solidarność zawodowa poszła tam, gdzie raki zimują) mają wspaniałą okazję do mądrzenia się i pokazywania pogardy w różnym wydaniu.

Czy trzeba dodawać, że te wszystkie echa sprawiają, że ważny i nawet mądry głos na temat sposobu zwiększenia czytelnictwa w Polsce został skutecznie zagłuszony?
Zdecydowanie warto.

W całej sprawie punktem wyjścia powinien być słynny wpis na Facebooku i felieton w Krytyce Politycznej. W felietonie Kaja Malanowska odnosi się do komentarzy na swoje skarżenie się. No właśnie - komentarze. Większość z nich to wyjątkowe smutne przykłady tzw "polskiego piekiełka". Są też dosyć przewidywalne, okazuje się bowiem że "pisarka pisze nudne bzdury i nic dziwnego, że nikt jej nie czyta" (Sorry,ale nominacja do nagrody do czegoś tam zobowiązuje), okazuje się także, że "inni mają gorzej i mniej zarabiają" (to jest jasna sprawa, ale nie zmienia niczego w żaden sposób), pojawiają się też sugestię, że "pisarze nie mają prawa się skarżyć" (całkowita bzdura - mają prawo, i być może dlatego, że są na świeczniku nawet chyba powinni". Osobisty mój faworyt to komentarze do własnej interpretacji sytuacji komentującego w stylu "Ale że jak? Chce, żeby pisarze byli dofinansowywani przez Państwo? Z moich podatków? Po moim trupie" (w rzeczywistości Malanowska nigdzie nie postulowała pomocy finansowej od Państwa Polskiego, wspominała tylko i to całkiem słusznie, że poprawa sytuacji mogłaby w jakiś sposób zwiększyć czytelnictwo".
Nie popisali się też pisarze, którzy zasypali Malanowską zjadliwymi i pełnymi pogardy komentarzami (Panie Varga, nie popisał się Pan), sugerowali lepsze kontrakty i szybsze pisanie (Orliński) albo podkreślali, że pisanie dla pieniędzy jest passe. Ten ostatni komentarz (made in Żulczyk) jakoś mi się kojarzył z formą polerowania swojego Ego, czyli podejściem w stylu "Jestę Hipsterem. Mógłbym zarabiać na książkach, ale tego nie robię - bo to trudniejsze, ciekawsze i sprawia, że czuję się kimś wyjątkowym".

Po tygodniu publikacji prasowych temat już delikatnie ucichł. I chyba nie będzie miał żadnego konkretnego efektu w postaci pomysłów nad poprawą sytuacji związanej z czytelnictwem i rynkiem