środa, 28 grudnia 2011

Wiadomość

G

W środku Bożego Narodzenia Grzech dostał takiego esemsa: Ja nie pasuje do poukladanych usmiechow u rownowagi.Zawsze najlepiej mi bylo wsrud popaprancow i stracencow bez jutra. Tesknie za ucieczka przed switem. istotami ulepionymi z cienia i infantylnych cudnych nieprawdziwych iluzji. Tesknie za lotem cmy do swiecy, glupimi marzycielami i chwilami przeciąganymi w wieczne"teraz". Ale czas minal, a ja nadal zyje, jakze okropnie realny. Tesknie za duszami czystymi i tak pieknie upadlymi. Tak jestem zalany *zachowano pisownię oryginalną

środa, 21 grudnia 2011

Dobierz słowa a pobicia unikniesz

G

To było kilka tygodni temu w kolejce SKM zmierzającej do Sopotu przez ciemne Trójmiasto w sobotni wieczór. Grzech jechał tam spotkać się z dwoma niewiastami w celach towarzysko-alkoholowych i w swoim zwyczaju jednocześnie słuchał muzyki z Ipoda wysyłając esemesy.
Gdy obok niego usiedli nagle dwaj kibice Arki Gdynia w nieodłącznych szalikach, oddechach alkoholowych i minach dalekich od łagodności zdążył zareagować jedynie podniesioną z zaskoczenia brwią.
Kolejne minuty to słuchanie mało błyskotliwych piosenek wychwalających uroczych gdyńskich piłkarzy i słowa powszechnie uważana za obraźliwe kierowane w stronę innych drużyn. Jeden z kibiców miał posturę niedźwiedzia, wyraz twarzy guźca i symptomy choroby zwanej „pospolitus wkurwienius polskos”. I tak się składa, że uwagę swa skierował na Grzecha zadając mu ważkie pytanie
- Lubisz Arkę?
Zaskoczonemu Grzechowi ( kiedyś wygrał konkurs na najbardziej asportowego mieszkańca Polski Północnej a o jego łagodności kiedyś pisano wiersze w Kartuzach) proces myślowy pewnikiem był widoczny na czole. Po 3 sekundach wydukał:
-E…ciężko powiedzieć.
W duchu Grzech myślał, że to koniec tortur. Ale tak nie było.
Kibic pytał dalej
- A Bałtyk.
- Też ciężko powiedzieć…..
Co ciekawe kibic był zadowolony i zaskoczony takim spontanicznym przejawem asertywności.
- Aha – powiedział.
Wypił do końca piwo. Klepnął po ramieniu kolegę i wysiadł trzy przystanki dalej.
.
.
Kurtyna!

wtorek, 20 grudnia 2011

O ŚWIĘTACH BEZ NARZEKANIA

K


Zastanawiałam się, co musiałabym napisać o świętach żeby tekst był ciekawy. Trudny wybór - albo zupełnie pochwalnie w duchu uniesienia, łez ocieranych pokątnie, wzruszeń religijno-rodzinnych itepe; albo też w ujęciu rozliczeniowo-wiwisekcyjnym z małą nutą piętnowania konsumpcji, rzezi niewiniątek w łuskach, wszelakich akcji "dobrego serca" raz do roku i machiny handlowej uruchamianej już na początku listopada. Jednakże żadna z tych opcji ani nie pasuje do mnie, ani też nie byłaby niczym nowym.

Lubię święta - bo mogę leżeć, oglądać filmy (nie mylić z TV!) i spożywać efekty niecodziennych działań kuchennych. Lubię nawet pójść do kościoła ale tylko na pasterkę bo wtedy palą kadzidło, które uwielbiam wyłapywać z powietrza nosem i absorbować. Niestety, kadzidło droga rzecz więc z racji oszczędności kościół skąpi go tylko na wybrane okazje, tj. rezurekcja, pasterka i ... pogrzeb.
We wigilię rokrocznie, pijąc czerwone wino, wzywam zza światów zmarłych z rodziny. Należy pamiętać o przodkach ponieważ wiedza o tym, kim i jacy byli, może pozwolić na lepsze zrozumienie siebie. W myśl zasady, że najwięcej dziedziczy się od dziadków a nie od rodziców. Mój dziadek kiedyś w przypływie złości ugryzł konia w wargę. Od dnia, gdy mi o tym powiedziano, patrzę na siebie trochę jakby tak życzliwiej.

Przed wigilią przystrajam sztuczną choinkę. Żywych mi szkoda choć ekologiem jestem raczej miernym. Mimo że wiek dziecięcy mam już dawno za sobą - kupowanie bombek sprawia mi ogromną frajdę. Ale nie bombek w ogóle. W wybranym sklepiku gdzie są one sprzedawane na sztuki. Ręcznie malowane. Diabelnie drogie. Biorę taką do ręki i myślę: jejku, nie z Chin!! To, co mnie w bombkach urzeka, to z pewnością ich kruchość. Ktoś ostrożnie namachał się pędzelkiem a wystarczy lekko puknąć taką bombką o stół, żeby efekty malowania poszły na marne... 

Ku mej uciesze, grupa Projekt Trójząb wypuściła niedawno w świat kolejny klip, tym razem zapewne nie przez przypadek nawiązujący mocno i zdecydowanie do świąt. Zachęcam do uważnego obejrzenia oraz zastanowienia nad tekstem tej piosenki. Jeśli komukolwiek udało się oddać sens współczesnych świąt obchodzonych w naszym kraju - to zdecydowanie właśnie twórcom "Złej kolendry".
Nie wątpię, że przyświeca jej myśl: "z kogo się śmiejecie? Z samych siebie się śmiejecie".
Ponadto, kolendra znana jest z tego, że ma właściwości rozkurczające i pomaga w pozbyciu się wzdęć. Nawet ta zła.
Wesołych Świąt!

wtorek, 6 grudnia 2011

SPACER Z PARÓWKAMI SOJOWYMI

K


Temat prowokacji został zepchnięty gdzieś w podświadomość bo ostatnio ogarnął mnie rodzaj błogiej szczęśliwości. A jak jestem szczęśliwa to nie potrafię pisać o prowokacjach i innych takich, tylko wyłącznie o bzdetach, co zaraz udowodnię. To chyba jakiś system obronny – im bardziej jakaś część życia się komplikuje, tym częściej szukam okazji do przeżywania różnego rodzaju głupawek.

I oto wczoraj ja, zagorzała przeciwniczka popularyzacji kultury supermarketowej, stałam się z własnej woli jej częścią. Ale tylko przez ok. 20 minut. Gdyby pani Jadzia albo pan Zdzisiu zaopatrzyli swoje sklepiki w produkty sojowe – nie poszłabym. Ale pani Jadzia ani pan Zdzisiu nie zaopatrzą swoich sklepików w produkty sojowe ponieważ najczęściej „schodzi im” pasztetowa, kiełbasa śląska i inne wytwory rzeźnickie. Po parówki sojowe – uwaga, to ważne: wędzone i nie w puszce - które chciałam kupić, musiałam udać się do przebeznadziejnej galerii (galery?). Kupiłam również bagietkę cebulową. To było o 23.00; wraz z moim towarzyszem popołudniowym poczuliśmy się po prostu głodni. Z galery tudzież galerii do domu mam kawałek ale wstyd było wzywać taksówkę, bo taksówką z kolei po 3 minutach byłabym pod domem. Pozostał zatem spacer. Jednakże, jak tu można spacerować, jeśli jest się głodnym. Ponieważ jestem mądra, doszłam do rewelacyjnego wniosku, że można jedno i drugie w tym samym czasie – spacerować do domu i jeść.
Jeszcze nigdy nie spacerowałam po godz. 23.00, jedząc parówki sojowe wędzone, które smakowały jak wędzona plastelina z lekką pikantną nutą, oraz bagietkę cebulową. Nie wiem, wprawdzie jak smakuje plastelina, ale jeśli jakkolwiek smakuje to właśnie jak parówki sojowe wędzone (nie z puszki).

Zanim poczyniłam ów spacer, zdarzyło się jeszcze coś bardziej ciekawego. Otóż uczyłam się wczoraj niesamowicie ciekawej wersji języka polskiego w wykonaniu rezolutnego siedmiolatka. Co zapamiętałam: „buduję autobus żeby w nim przejechać ludzi”.
To jest bardzo interesujące dla mnie zdanie, gdyż metodą proustowską wdałam się w rozważanie nad zestawem osób, które bardzo chętnie przejechałabym w autobusie albo autobusem tudzież jego kołami i dlaczego bym to uczniła.
Następne zdanie: „Mam krwie!!!” – koniecznie wypowiedziane dramatycznie i z emfazą. W sytuacji gdy pokazuje się komuś umazane od czerwonego pisaka palce. Efekt tegoż jest piorunująco-rozmiękczający.

Poza tym również przed wspomnianym spacerem otrzymałam sms od Grzecha, który przytaczam w całości:

„Chciałbym zostać ministrem zimy i trudnych warunków pogodowych. Podpowiesz mi, co mam wpisać w CV?”
I jakże tu nie lubić Grzecha? 


G

Mieczysław Ząbek
Prezes firmy Soja-Export Limited
Zła Wieś Wielka 12
03-200 Kopytkowo



Wyjaśnienie


Bez zbędnych uprzejmości zwracam się do właścicieli bloga KarmeliGrzech (dalej zwanego paszkwilem) do sprostowania skandalicznie nieprawdziwych informacji na temat parówek sojowych naszej produkcji. Owa nieprzemyślana informacja na blogu ( bo artykułem tego nazwać się nie da) wzburzyła ogromnie zarząd naszej firmy (prezes Jarząbek musi kupić nowe okulary bo poprzednie rozbił o komodę w napadzie piskliwego szału) i prawdopodobnie została spowodowana zwykłą ignorancją. Bo gdyby chodziło o niecne działania naszej konkurencji to reakcja z naszej strony trafiłaby do właścicieli paszkwila za pomocą prawników.
Powodowani troską o dobrą informacje dla naszych aktualnych i przyszłych klientów informujemy więc:
- parówki sojowe wędzone nie mogą smakować jak plastelina bo ten aromat i smak jest charakterystyczny dla naszych parówek dziecięcych o nazwie "Bachorki"
- parówki sojowe wędzone smakują jak połączenie palonej opony Stomilu z zapachem benzyny z toru żużlowego. Ów wyrafinowany i doceniany przez konsumentów smak ( nagrody "Niesmaczne lecz zdrowe, Ciechanów 2010", "Fuj2011" i "Stalowy brzuch 2010, Zielona Góra" to efekt wieloletnich starań naszych naukowców i dietetyków. Pragniemy także zauważyć, że jest to wyjątkowo nowatorska reakcja na amerykański trend, który mówi o tym, żeby pokarm zdrowy i snobistyczny celowo wyróżniać wyrafinowanym smakiem i wysoką ceną. Być może europejscy producenci o tym nie wiedzą lecz jest to już ich problem.
Kończąc naszą korespondencję pragniemy poprosić o przekazanie adresu do autorów bloga. Pragniemy bowiem przesłać nasz nowy produkt parówki "Wyrafinki" o nietuzinkowym aromacie kurzu spod szafy.



Z pozdrowieniami
Ząbek