niedziela, 28 grudnia 2014

poeta zabija najwyżej siebie

K

matką nie jestem, ale zostałam macochą. bo po macoszemu traktuję bloga - nasze, tj. moje i Grzecha internetowe dziecko. kajam się w prochu i popiele, popijając schłodzoną wódkę z pepsi, w czasie, który dobija do godziny drugiej w rytmie nocnym. za to właśnie cenię okres świąteczny. mogę żyć choć przez kilka dni swoim najprawdziwszym, własnym, rozregulowanym trybem. I spać, spać, spać na potęgę za dnia, wcierać swoje ciało w materac sypialnianego łóżka, szukać najlepszego ułożenia głowy na poduszce, obmacywać przyjemną fakturę poszwy, która obleka kołdrę. oddam lotniczy bilet na Karaiby i tonę marmuru kararyjskiego za więcej takich chwil.
ale nie o moich hedonistycznych prywatach ma traktować ten tekst. aczkolwiek doznaję swoistego rodzaju schizy spięciowo-kablowej w głowie po tak długiej przerwie niepisania na blogu, która to schiza polega na mojej przemożnej potrzebie poruszenia tysiąca czterystu pięćdziesięciu i pół tematów, teraz, gdy wena zagościła w mojej jaźni i trzewiach po sporym okresie posuchy. mogłam oczywiście wrzucać teksty w owym czasie posuchy, ale, tak się zastanawiam, ilu z Was, Szanowni Czytelnicy, byłoby w stanie przebrnąć przez moje monoteistyczne credo ogniskujące zdania pojedynczo złożone wokół wyznania dotyczącego mojego życia a składającego się z jednego słowa: "dupa"? nie, to nie jest asekuranckie tłumaczenie się, naprawdę.
jeśli ktoś tak uważa, następny mój wpis będzie zawierał słowo dupa powielone x 200. 

a teraz ad rem. moje myśli w ostatnich kilku dniach skupiały się wokół śmierci Krauzego, Barańczaka (czy to taki czarnokomediowy zwyczaj okołoświąteczny, że ważna persona życia społecznego albo/i kulturalnego umiera?), wokół wypadku samochodowego, którego byłam świadkiem na jednej z dróg naszej prowincji oraz wokół samozwańczej poetki (ktoś inny na innym blogu nazwaj ją poetessą), która zamordowała rodziców swojego chłopaka. i czyniąc kilkudziesięciozdaniową uwerturę złożoną z tematów okołomeritumicznych, wybrałam właśnie ten jeden temat. Zuzanny Maksymiuk aka Maria Goniewicz, mającej wstręt do hołoty umysłowej.
bo mam z tą dziewuchą (tak, nie poetką ani poetessą) lekki problem. albo społeczeństwo ma. doszukując się (racjonalnych) przyczyn jej zbrodniczego wyczynu. opcje interpretacji ujmę w punktach.
1. Zuzanna Maria - nieszczęśliwe dziecko wyrosłe na braku wartości.
odwiedzając jej facebookowy profil, nie ma się wątpliwości, że wartości chrześcijańskie są jej raczej obce (jeśli traktować poważnie jej wpisy na temat papieża JPII, będące na poziomie bluzgającego mięsem dresiarza, którego sukcesem edukacyjnym było ukończenie aż szkoły  podstawowej); ergo, można je uznać za tani rodzaj buntu typowy dla młodzieży w jej wieku.
w każdym razie łatwo można wydedukować z jej internetowej aktywności, że w ramach edukacyjno-wychowawczych oddziaływań jej rodzice ponieśli porażkę. nietrudno będzie prawicowomyślnym dorobić do tej sytuacji historię zagubionej nastolatki wychowanej przez dwie lesbijki lub dwóch gejów. to przecież takie modne obecnie oskarżenie o deprawację. ewentualnie, nasza rodzima Black Mamba wzrastała w domu bez matki albo bez ojca. bo tylko "pełna" rodzina jest w stanie zapewnić dziecku odpowiednią dozę wiedzy na temat wartości i umiejętność przekucia tej wiedzy w praktyczną realizację. na tym kończę interpretację kpiącą z wzorców ogólnopojmowanychiakceptowanychbezżadnejkrytyki.
2. Zuzanna Maria - wariopoetkazdziecinnymzacięciem.
wątpliwą wartość (wątpliwą w mojej ocenie) jej twórczości poetyckiej pozostawiam ocenie Czytelników. w tym miejscu pisania blogowego tekstu czuję największe zażenowanie. że muszę, bo tak założyłam sobie, napisać kilka słów na temat tfu!rczości Zuzanny. to naiwne i efekciarskie  frazy wolnego wiersza, który najwyraźniej stał się demokratyczną dziwką ekspresji grafopoetyckiej w XX / XXI wieku, tak niewiele wymagający, właściwie żadnej wiedzy na temat uporządkowania naddanego. wystarczy chcieć coś zakomunikować. na przykład, że boli mnie ząb. albo mam wzdęcie. i ubrać to w - jakoś - oddzielone od siebie wersy. dodając przy tym zestawienia metaforyczne złożone z abstraktu i konkretu - czyli tworząc błocko poetyckie, z którego krowa Mućka wyciąga kopytko, więc słychać arcyoryginalny i inspirujący dźwięk nie do przełożenia na litery. przynajmniej ja nie potrafię. pannica Maria, mająca krew dwóch ludzi za swoimi młodocianymi pazurami, jako samozwańcza poetka, której jakieś szalone wydawnictwo zgodziło się wydać tomik "poezyj" (nie wiemy, jakie są kulisy tego szaleńczego czynu, być może rzeczona Maria ma jakieś koneksje z wydawnictwem?), przejawia symptomy typowego buntu młodzieńczego, w którym każda jednostka ludzka przekonana jest o wyjątkowości swoich dramatycznych przeżyć. oczywiście, nie da się, z punktu widzenia osoby (dość / mocno / bardzo) dorosłej, (jako-tako/dobrze/bardzo dobrze) obeznanej w kwestiach tworzenia literackiego, potraktować poważnie pisaniny rodzimej Black Mamby.
co może irytować, a co stanowi temat na co najmniej jeden osobny artykuł, to fakt, o którym już przed wielu laty mówił profesor Balcerzan: tworzenie poezji stało się łatwo nauczalne. niesprawiedliwe jest to, że aby tworzyć sztukę z innych dziedzin kultury: muzykę, malarstwo, trzeba opanować konkretny warsztat, natomiast, aby tworzyć literaturę... no właśnie. w tym przypadku nasze pojmowanie jest niesłychanie demokratyczne. właściwie, aby pisać wiersze wolne, wystarczy nauczyć się czytać i pisać. (?)
oczywiście, TAK NIE JEST. aby tworzyć literaturę, w tym utwory należące do systemu nienumerycznego, potrzeba warsztatu w takim samym stopniu, w jakim potrzeba go, zanim zacznie się tworzyć muzykę czy malować obraz. wiersz wolny jest tylko z pozoru łatwą formą. i jeśli, jak napisałam powyżej, kojarzy mi się obecnie z najstarszym zawodem świata, to dlatego, że tak się go traktuje. tymczasem, to właśnie ten gatunek wiersza rzuca wyzwanie twórcy. ten ostatni ma za zadanie wiedzieć, jak stworzyć napięcie semantyczne pomiędzy nie tylko frazami, ale pomiędzy słowami, jakie wypracować uporządkowanie naddane, składając wersy, aby wiersz nie był jedynie przekaźnikiem myśli, ale aby miał również wartość artystyczną.
i, oczywiście, oprócz warsztatu, każdy twórca, aby nim w istocie był, potrzebuje TO COŚ, co nie jest wyuczalne, do końca wyjaśnialne. co można nazywać wieloma imionami. dar, empatia, nadwrażliwość. ja wolę obstawać przy TYM CZYMŚ.
Zuzanna Black Mamba nie ma ani jednego, ani drugiego. powodzenie jej utworów wzięło się stąd, że coraz mniej wymagamy od kultury. coraz mniej oczekujemy od twórcy. dlatego poetom (nie poetą) dziś jest co piąty obywatel tego kraju. I tak, jak inne dziedziny sztuki zdominował pop, nie inaczej jest z utworami tworzonymi ze słów.
mordercze szaleństwo panny Zuzanny być może nie miałoby miejsca, gdyby nie uwierzyła tak mocno i niezachwianie w to, że jest poetką, że jest kimś wybranym a to, co rodzi się w jej głowie, jest niepowtarzalne. tym samym każdy, kto pomógł jej w to wszystko uwierzyć, pośrednio i niechcący przyczynił się do ekstremalnego kroku, na jaki się Zuzanella zdecydowała.
3. Zuzanna Maria - dziecko nowoczesności.
inny sposób wyjaśnienia tego, co zrobiła młodociana asasynka, dotyczy realiów, w których żyjemy. ta metoda racjonalizacji czynów najbardziej mnie śmieszy. mianowicie, jak ma nie zaistnieć co jakiś czas kolejna zuzannamariaasasynka, skoro świat ocieka przemocą. gry komputerowe, filmy, internet, media. robią młodym ludziom wodę z mózgu. a potem wychodzi jeden z drugim na ulicę lub wpada do szkoły ze spluwą i strzela do  każdego napotkanego człowieka. gdyby tak istotnie było, tj. gdyby oddziaływanie ww. tworów kultury, miało tak skuteczny wpływ na ludzi, to w domowych oknach mielibyśmy szyby kuloodporne a na ulicę nie wyszlibyśmy bez takiejż kamizelki i broni palnej w kieszeni.
4. Zuzanna Maria - psychopatka.
psychopatia u osób dorosłych jest praktycznie niewyleczalna, niekiedy stosowanie rozmaitych terapii wobec nastolatków przynosi efekty. nie jest traktowana w kategorii choroby, więc trudno mówić o leczeniu. jest to rodzaj zaburzenia psychicznego. psycho- i socjopaci żyją wśród nas. spotykamy ich w wielu miejscach społecznego ekosystemu. mając bezpośredni kontakt z nimi, jesteśmy narażeni na manipulację, stres i cierpienie. zwłaszcza jeśli psychopatą jest przełożony w pracy albo partner w życiu prywatnym. taki człowiek czerpie przyjemność i satysfakcję ze znęcania się nad innymi, nie odczuwając przy tym wyrzutów sumienia, strachu, nie biorąc pod uwagę konsekwencji swojego zachowania, wykazując brak empatii.
sugerując się chociażby już tymi cechami - po więcej kieruję tu: psychopatia - co to jest?), nietrudno wpasować Zuzannę Marię w te ramy. wiersze, które pisała, mogą posłużyć psychiatrom jako materiał badawczy w tym kontekście.
ja jednak nie jestem przekonana do żadnej z teorii, które wymieniłam. ktoś inny mógłby dodać jeszcze kilka.
być może w każdej z nich tkwi jakaś cząstka prawdy. a może jest też tak, piszę to, wprowadzając element fatalistycznego myślenia, że raz na jakiś czas rodzi się człowiek z gruntu zły. (?)

na koniec powyższych rozważań na temat rodzimej Black Mamby, chciałabym poruszyć jeszcze jeden temat. w kilku swoich wypowiedziach dała wyraźnie do zrozumienia, że utożsamia się ze światopoglądem Witkacego. chciałabym wierzyć w to, że zapoznała się z jego biografią i twórczością. chciałabym wierzyć, że rozumie Jego filozoficzną koncepcję jedności w wielości. na chceniu jednak kończę. Black Mamba coś tam przeczytała, że buntownik, że outsider, że literat. no i jeszcze fotografie Witkacego! to szaleńcze, przeszywające spojrzenie!
panna Zuzanna przeoczyła jednak istotną rzecz. Witkacy nikogo poza sobą nie zabił.
ponieważ poeta zabija najwyżej siebie.