niedziela, 23 października 2016

Chodzę do kina na filmy Smarzowskiego albo kilka uwag na temat "Wołynia"

K

I.

po raz pierwszy pomyślałam o Smarzowskim jako o wybitnym reżyserze, gdy obejrzałam Małżowinę. mimo prostej fabuły, film ten jest w pewnym sensie trudny i w "ciężkim" kafkowskim klimacie. kolejne obrazy Smarzowskiego tylko utwierdzały mnie w przekonaniu, że mam oto do czynienia z prawdziwym reżyserskim warsztatem zaspokajającym wyszukane potrzeby wymagającego widza, który, wyczulony na wszędobylskie wzorce popkulturowe płynące z zachodu, czuje niewymowny głód kina autorskiego. bo nie ulega wątpliwości, że Smarzowski tworzy filmy bardzo po swojemu a jego nazwisko stało się samo w sobie "marką" i określonym standardem jakości dzieła filmowego.

II.
poczułam potrzebę, aby do obejrzenia Wołynia przygotować się jak należy, biorąc pod uwagę istotny przecież aspekt trudnego kawałka kresowej historii polsko-ukraińskiej, o którym ten film traktuje. wypracowanie opinii na ten temat wcale nie jest łatwe, jeśli ma się świadomość, że opracowaniom materiałów źródłowych w obrębie katalogizacji współczesnej historii, towarzyszą, niestety, poglądy osobiste (lewicowe lub, rzecz jasna, prawicowe) badaczy i naukowców. wypośrodkowanie zdania, na czym mi zależało, może być do tej pory fałszywe. na pewno jednak nie sądzę, że należy arbitralnie pokroić ten drastyczny epizod na czarne i białe obszary, całkowicie wybielając kresowych Polaków. dla jasności! - nie mam wątpliwości, kto odpowiada za wołyńską zbrodnię i że to jednostki uwiedzione ideologią wybranego narodu oraz zasilające szeregi UPA, dokonały rzezi na Polakach, ale nie tylko, bo również na "swoich", którzy "ośmielili się" zbratać więzami rodzinnymi z Polakami. 
jeśli czegoś mi zabrakło w filmie Smarzowskiego, to uczciwego przedstawienia pełnego spektrum zachowań Polaków względem Ukraińców na Kresach w tamtym czasie; a zabrakło dlatego, że po obejrzeniu "Wołynia" miałam i mam przemożne wrażenie, że w pierwszej kolejności Smarzowski chciał pokazać właśnie owe relacje. prawdą jest, że Ukraińcy należeli do społecznej mniejszości, która ze strony Polaków - zdarzało się - doświadczała trudu codziennego funkcjonowania. ów trud dotyczył m.in. likwidacji ukraińskich szkół czy np. utrudniania życia Ukraińcom przez polskich urzędników. nie można oczywiście powiedzieć, że te fakty miały znaczący i bezpośredni wpływ na finalną barbarzyńską rzeź. jednakże te relacje są faktem, którego zabrakło mi w filmie.


III.
długi czas procesowałam w myślach wszystkie wrażenia i odczucia po obejrzeniu "Wołynia". bez wątpienia jest to film dobry i ważny. 
pierwszy zarzut, jaki mam względem niego, nie wypływa bezpośrednio z treści filmu, o czym muszę uczciwie przyznać. chodzi o to, że miałam nastawienie na zupełnie inne treści, niż te, które stanowią dominantę tegoż filmu i go w przeważającej mierze budują. byłam przekonana, że wybieram się na film, który będzie opowiadał o rzezi wołyńskiej. tymczasem ona tworzy finał całej historii fabularnej. nie zgadzam się z umiejscowieniem "Wołynia" w kategorii filmów czysto wojennych. to w dużej mierze obraz przedstawiający obyczaje, ma też rys psychologiczny. pierwiastek obyczajowości stanowi w nim wyrazisty i dominujący komponent.
drugi zarzut, związany jest z pierwszym, chodzi o czasową organizację fabuły. oraz o proporcje wątków obyczajowych względem tych dotyczących stricte narastania fali propagandy UPA i w finale dokonania rzezi. uważam, że Smarzowski zbyt wiele uwagi poświęcił temu pierwszemu. po części rozumiem ten zamysł. nie ulega wątpliwości, że reżyser miał sprecyzowaną ideę i pozostał jej wierny. potwierdził też ją w udzielanych wywiadach. 

IV.
czy film polecam? i tak, i nie. zresztą, nie trzeba go polecać. Smarzowskiego po prostu należy oglądać.