Popularna i efekciarska akcja społeczna "Nie czytasz, nie idę z Tobą do łóżka" to wyjątkowo celny przykład dobrych chęci, zacnych założeń i nieprzemyślanej do końca koncepcji i realizacji. W efekcie inicjatywa, która miała celnie i nietypowo promować czytelnictwo, jest strzałem w płot. Albo Panu Bogu w Skrzynkę Pocztową.
Największy kłopot (przy założeniu, że twórcom akcji brak dystansu i naprawdę liczą na to, że oczytanie będzie drogą do burzliwego życia seksualnego) polega na założeniu, że czyta się po coś i w jakimś konkretnym celu; i że owo czytanie jest jakimś tam środkiem do celu. Tymczasem według mej skromnej osoby i (mam nadzieję) według całego oświeconego świata, czytanie jest automatyczną czynnością, która pojawia się bez specjalnych zachęt u osób inteligentnych, ciekawych świata i dalekich od powierzchownego podejścia do rzeczywistości. Taka osoba w którymś momencie swego życia zaczyna czytać i jeśli już pozna uroki dobrze dobranej lektury, to nigdy nie będzie chciała łatwo z niej zrezygnować. Wreszcie, osoba o takich cechach właśnie z ich powodu jest atrakcyjna dla inteligentnych przedstawicieli płci przeciwnej a jej oczytanie może być w tym przypadku przysłowiową "wisienką na torcie". Namawianie do czytania w takim przypadku można porównać do pokazywania zdjęć porzuconych samochodów na poboczu i zachęcania w ten sposób do...częstego tankowania benzyny. Mało to odkrywcze i absurdalne ogromnie. A i posiadaczy silników diesla ignoruje :)
Kosmiczne może być też potencjalne założenie, że w wyniku akcji osoby nieczytające nadrobią braki i rzucą się pędem podrywać przedstawiciela płci przeciwnej, licząc na to, że znajomość książek Prousta, Hłaski lub innego Palahniuka sprawi, że kobietom / mężczyznom zadrgają nogi, zmysły prysną i rozepnie się automatycznie biustonosz tudzież rozporek. Widzieliście np. w bibliotce okularnicę podrywającą okularnika słowami "A więc znasz wszystkie książki Jelinek? Nie traćmy czasu, rzuć te periodyki, pędźmy raźnie uprawiać seks oralny w bibliotecznym schowku na miotły"? Ja nie. A szkoda.
Akcja jest też w swoimi wydaniu wielce niesprawiedliwa i ignoruje miłośników nowoczesnych technologii. Opiera się bowiem na słowach reżysera thrashowego, który powiedział "We need to make books cool again. If you go home with somebody and they don’t have books, don’t fuck them".
Właśnie! A czemu w takim przypadku łóżko ucieknie sprzed nosa osobnikowi, co to jest w trakcie przeprowadzki i z tego powodu jego półki święcą li tylko kurzem? Albo co z czytelnikami, co to książek przeczytali mnóstwo, ale nie czują żadnej potrzeby trzymania ich w domu po wsze czasy? No i wreszczie, co jeśli ktoś czyta ebooki albo audiobooki i zamiast pełnych półek ma zapchany dysk twardy czytnika? Jemu też w ramach akcji społecznej pójścia do łóżka odmówić trza?
Na koniec obawy natury technicznej. Jeśli już Grzech da się namówić na łóżko jakiejś miłośniczce lektur wszelakich, to czy nie będzie problemu, że na tymże łóżku będzie więcej książek niż pościeli?
.
.
.
Albo owa kobieta będzie miała ogromną wiedzę na temat spraw łóżkowych. Ale tylko książkową! Brrr