Na początku muszę uczciwie przyznać, że nie jestem fanką filmów Allena. Ponoć, gdy film Woody'ego się nie podoba, to znaczy, że nie zrozumiało się istoty jego dzieła. Być może. Po tylu latach autoedukacji i tysiącach obejrzanych filmów, mogę sobie śmiało przyznać, nawet przed czytelnikami niniejszego bloga, że - być może - nie rozumiem filmów Allena, nie dostrzegam kpiny, (auto)ironii, wiwisekcji życia amerykańskich mieszczuchów, igrania z dorobkiem kina światowego najwyższych lotów itede itepe. Albo, po prostu, nie lubię jego filmów. Nie ukrywam też, że po obejrzeniu Snu kasandry czy też Vicky Cristina Barcelona, byłam zadowolona. Pierwszy film ujął mnie świetnym scenariuszem (szczególnie nagłym zwrotem akcji) a drugi kreacjami aktorskimi i muzyką. Ale to by było na tyle.
Do obejrzenia Blue Jasmine skłonił mnie fakt, że główną rolę zagrała Cate Blanchet. Obraz Allena był dwudziestym trzecim filmem z udziałem Blanchet, który prześledziłam z zainteresowaniem. I choć uważam, że apogeum swoich aktorskich możliwości Cate osiągnęła, kreując królową Elżbietę (filmy z 1998 i z 2007), bez wątpienia rola Jasmine należy do tych najbardziej wyrazistych w dorobku Blanchet.
Fabuła filmu jest banalna, co zresztą stanowi, w moim odczuciu, wyznacznik Allenowskiego kina. Ale to nie zarzut, ponieważ wszelkie smaki tego dramatu tkwią w detalach: w słownych interakcjach pomiędzy postaciami (głównie pomiędzy dominującą Jasmine i jej uległą oraz zakompleksioną siostrą Ginger oraz pomiędzy Jasmine a partnerem Ginger, Chillim, który, mimo że prosty i niezamożny, potrafi wytoczyć Jasmine przygniatające argumenty potwierdzające ułudę jej dotychczasowego życia, przez co Jasmine jeszcze bardziej nie znosi Chilliego). Ciekawie jest też skontrastowany styl życia zamożnych dorobkiewiczów oraz średniej klasy. Nie ma zresztą w tym zestawieniu nic, co byłoby odkrywcze, ale nie o to chodzi. Obłuda, interesowność i blichtr środowiska high life umiejscowiona jest w humorystyczno-ironicznym kontekście. Zaś Chilli, choć prosty, niekiedy prostacki, reprezentuje człowieka na luzie, który zawsze mówi to, co myśli. Nie ma za wiele, nie musi zatem udawać, kombinować i małpować. Prawda i szczerość tego, kim jest, w ostatecznym rozrachunku go obroni.
Gdybym miała określić jednym słowem, o czym jest Blue Jasmine, napisałabym: o UŁUDZIE. Pewnie nie na taką skalę, jak główna bohaterka, ale żyjemy nią wszyscy, nawet jeśli temu zaprzeczamy. Wytwory wyobraźni mogą wszakże stanowić osłodę rzeczywistości. Gorzej jednak, gdy, jak w przypadku Jasmine, człowiekowi zaczynają się mieszać dwa porządki: rzeczywistości, czyli tego, co tu i teraz, oraz sfery urojeń zbudowanych z przeszłości lub utkanych z wyobrażeń, marzeń.
Film Allena należy w całości do Cate Blanchet. Aktorka wypełnia sobą niemal każdy kadr. I bardzo dobrze, ponieważ Jasmine jest postacią barwną i przyciągającą uwagę. Tragicznie neurotyczna, uroczo egoistyczna, zagubiona w rzeczywistości, pogubiona w przeszłości. Nieudolnie próbuje poskładać swoje życiowe puzzle w całość, desperacko stara się wrócić do poprzedniego standardu życia, gdy tylko nadarza się ku temu okazja. Ale finał potwierdza gorzką i smutną prawdę - nie można zbudować niczego na podstawie ułudy i kłamstwa.
Film Allena należy w całości do Cate Blanchet. Aktorka wypełnia sobą niemal każdy kadr. I bardzo dobrze, ponieważ Jasmine jest postacią barwną i przyciągającą uwagę. Tragicznie neurotyczna, uroczo egoistyczna, zagubiona w rzeczywistości, pogubiona w przeszłości. Nieudolnie próbuje poskładać swoje życiowe puzzle w całość, desperacko stara się wrócić do poprzedniego standardu życia, gdy tylko nadarza się ku temu okazja. Ale finał potwierdza gorzką i smutną prawdę - nie można zbudować niczego na podstawie ułudy i kłamstwa.