jestem ponownie w Rybniku. spowalniam. szukam smoga oraz znaczeń upływających dni. godziny snują się między drzewami jak ryby w zbyt dużym stawie. niepewne, którędy minąć i czy aby na pewno teraz. zdałam sobie sprawę z tego, że każde miejsce może mieć swój urok, jeśli za pobytem w nim stoi właściwa motywacja. wycinek Rybnika, w którym codziennie znaczę swoje ślady na śnieżno-zapiaszczonych chodnikach, jest naprawdę piękny w swojej surowości; aczkolwiek nie sądziłam, że kiedykolwiek zaprzyjaźnię mój wzrok z ogromnymi kominami elektrowni i dzień po dniu będę sentymentalnie szukać dymnych znaków, jakie pozostawiają na umęczonym niebie. zanim tu przyjechałam, snułam w wyobraźni wizję ogromnej, złowrogiej fabryki, rodem z kart powieści Reymonta lub Gaskell. okazuje się, że każdego potwora można oswoić, filtrując swoje wyobrażenia przez pryzmat sentymentalizmu. dlaczego w sumie nie. tak rzadko mi się to zdarza.....
nieopodal elektrowni znajduje się sporych rozmiarów jezioro, Zalew Rybnicki. lubię odbywać spacery wzdłuż brzegu. dzisiaj spędziłam ponad godzinę, wpatrując się w nawodną symbiozę łabędzi, łysków i kaczek. niepozbawiona konfliktów, zhierarchizowana, oferuje swoisty teatr pierzastych aktorów. ujmujące i imponujące biegi łysków po powierzchni jeziora, sterczące kupry kaczek poszukujących pod wodą pożywienia, rozpiętość łabędzich skrzydeł, gdy je energicznie rozprostowują.... momenty i migawki. smakowanie ich stanowi dla mnie kwintesencję carpe diem. jestem. tu i teraz. właśnie w tym momencie. tym jednym, który za chwilę minie. istnieję, oddycham, obserwuję. wysysam soki życia. kradnę dla siebie wycinek jakiejś harmonii i spokoju, które dzieją się na tle pędzącej rzeczywistości tuż obok. wciskam stop-klatkę w moim trwaniu..........
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
fejsbuk przypomniał mi, że dzisiaj jest międzynarodowy dzień przytulania. dzień uwalniania endorfin. dzień, w którym można - poprzez ten gest - podziękować przyjacielowi i / lub komuś, z kim jest się w związku. bliskiej osobie. ja zaś uświadomiłam sobie z tej okazji, że istotnie mam w swoim życiu przyjaciela. od wielu lat. i gdybym miała ku temu okazję, dziś bym go wyściskała, we wspólnej drodze do knajpy, na dobry trunek i rozmowy o życiu, filmach i tysiącu innych spraw. ponieważ nie mam teraz takiej możliwości, postanowiłam poroztrząsać trochę ideę przyjaźni.
1. etymologia (za prof. Bańkowskim)
przyjaźń - przyjaciel
Wyraz przyjaciel należy do grupy słów rodzimych, ogólnosłowiańskich. Etymologicznie związany jest z prasłowiańskim czasownikiem *prьj-a-ti o znaczeniu ‘lubić, sprzyjać komu, przyjaźnić się’. Zatem budowa tego rzeczownika wyglądałaby następująco *prьja+telь. Interesujący nas wyraz – poświadczony w języku polskim już od XIV wieku – często występuje w Biblii, gdzie staje się odpowiednikiem łacińskich leksemów amicus i cognatus. (...)
2. koncepcja przyjaźni subiektywna na wskroś i zupełnie
jestem przekonana, że aby o niej móc mówić, należy mieć na uwadze przynajmniej kilkuletnią relację. ponieważ upływający czas jest najskuteczniejszym weryfikatorem tejże.
nie wiem, czy przyjaźń jest relacją opartą na bezinteresowności, czy też na wzajemnych oczekiwaniach. być może proporcje tego zjawiska leżą gdzieś pośrodku. wiem jednak, że gesty czynione z własnej woli, bez proszenia czy upominania się o nie, działają w dwójnasób. jak buddyjska karma. otrzymywanie ich generuje we mnie nie tylko radość i ciepło wewnątrz, ale też sprzyja potrzebie odwzajemnienia tego gestu. doświadczyłam w życiu takiej przyjaźni tylko raz. i jestem szczęściarzem, ponieważ trwa ona do dzisiaj. nie potrafię opisać wartości sms czy wiadomości na messengerze, otrzymywanych po długich interwałach czasowych, o treści "nie odzywasz się, co u Ciebie?", "kiedy napiszesz tekst na bloga?", "widziałem ciekawy film (...)". świadomość, że ktoś o mnie myśli, ktoś o mnie pamięta, ktoś chce wiedzieć, czy u mnie wszystko w porządku, że komuś brakuje mojej pisaniny, jest po prostu bezcenna. pompuje baloniki pod stopami.
kolejna, acz niesłychanie rzadko spotykana, pozytywna cecha relacji przyjacielskiej, to zrozumienie. ale takie prawdziwe. które powoduje, że nie czuje się potrzeby grania, udawania, można po prostu czuć ulgę i mówić o sobie tak, jak się przedstawia nasze psychiczne, emocjonalne, uczuciowe i właściwie każde inne status quo. wiedząc jednocześnie, że po drugiej stronie nie napotka się fałszu. mając w świadomości fakt, że zaufanie, którym się obdarzyło w końcu tego człowieka, kiełkowało ostrożnie i stopniowo, narastało wraz z biegiem czasu i wraz z nim się utrwalało.
pozostałe cechy przyjaźni pokrywają się nieco z relacjami o innym charakterze - jeśli jest się inteligentnym, wskazane jest dla dobra przetrwania przyjaźni, by przyjaciel był równie; ponadto istotne są: zbieżność zainteresowań i poczucia humoru, podobna umiejętność dozowania urbi et orbi ironii i autoironii, nieco mądrości życiowej, odrobina pokory, i coś jeszcze.... jakaś doza serdeczności w postrzeganiu siebie nawzajem.
co więcej, należy mieć na uwadze starą mądrość życiową, która brzmi: kto się czubi, ten się lubi. postrzegam to jako jedno z najbardziej zaskakujących doświadczeń w moim życiu. człowieka, który na początku drażnił mnie i nieco irytował, mogę po wielu latach nadal nazwać swoim przyjacielem.
i jest to budująca, napędzająca do życia myśl.
:-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz