czwartek, 2 stycznia 2014

Kupa Jacksona, czyli... kilka uwag na temat drugiej części "Hobbita"

K

Ciężko mi było zabrać się do tego tekstu, ponieważ przeżyłam niesłychanie wielkie rozczarowanie, po długim czasie niecierpliwego oczekiwania na "Hobbita: Pustkowie Smauga"

Tym, którzy nie czytali moich przemyśleń na temat pierwszej części "Hobbita", przypominam: pisałam tak.
Gdy posypały się głosy krytyczne na temat "Niezwykłej podróży", oskarżające film o dłużyzny, o nierówność, nie potrafiłam się z nimi zgodzić. Dlaczego? Odsyłam do pierwszego tekstu.

Po zarezerwowaniu miejsc w kinie, skrupulatnie odliczałam dni do seansu. Byłam przekonana, że "Pustkowie Smauga" będzie jeszcze lepszym filmem od poprzednika. Do kina szłam, co ja piszę, biegłam! po to tylko, aby utwierdzić się w moim przekonaniu. Po tym, jak przeczytałam pozytywne recenzje, mój apetyt na magię Tolkiena przekutą w dzieło filmowe przez Jacksona był ogromny.

I co? I kupa. Klapa. I kilka kurw rzuconych w powietrze po skończonym seansie.

Grzechy, jakie, w moim odczuciu, popełnił reżyser, sprowadzają się do czegoś, czego przełknąć mentalnie nie mogłam.
Po pierwsze, to właśnie w tym filmie panoszą się dłużyzny, spowolnienia akcji, które zaowocowały u mnie kilka razy irytacją w trakcie seansu. Oraz znudzeniem. Ekipa kransoludów i hobbit zmierzają do smoka w nieznośnie rozwleczony sposób. Po drodze pojawiają się też zbędne motywy (jak międzyrasowa chemia miłosna), które przyczyniają się do rozrzedzenia napięcia. Na ten moment nie chcę omawiać konkretnych przykładów scen i wątków, aby nie poczynić spoilera nikomu, kto wybiera się na ten film.
Po drugie, w całkowitym przeciwieństwie do "Niezwykłej podróży", nie ma w tym filmie wybitnych kreacji aktorskich. Być może dlatego, że wadliwie zmontowany film nie pozwolił na to. Panuje kreacyjna równina. Nikt się nie wychyla, nikt nie przoduje. Legolas, którego znamy z LOTR jako niezwykle zwinnego i inteligentnego elfa, tutaj jest rozmyty, nijaki i jakby doklejony na siłę. Pierwsza część "Hobbita" należała niewątpliwie do Freemana i Armitage'a. Druga należy do wszystkich. A jak do wszystkich - to do nikogo.

Po trzecie, po co 3D? Zaczynam tę technologię postrzegać jako nieznośną i efekciarską manierę współczesnych twórców kina 'z rozmachem'. "Pustkowie Smauga" jest przykładem kolejnej produkcji, w której 3D okazała się kompletnie zbędnym a wręcz drażniącym dodatkiem. O ile oglądając "Avatara" w 3D, szczęka mi opadała na widok bogactwa i kolorów przyrody Pandory, o tyle w tym przypadku czekałam coraz bardziej rozczarowana, na to, kiedy w końcu będzie jakaś scena warta tego, żeby siedzieć w tych goglach w kinie... Niestety, ani ucieczka w beczkach ani smok ani żaden inny motyw nie wzbudził mojego zachwytu. 
Po czwarte, motyw międzyrasowej miłości uważam za kompletnie zbędny, jak wyżej już wspomniałam oraz sztuczny. Czyżby został dołożony po to, aby żeńska część widowni mogła choć raz westchnąć? Czy może jest tu jakichś polityczny podtekst? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć.

Reasumując, do tej pory nie mogę się pogodzić z tym, co zobaczyłam na ekranie. Film również zniechęca do tego, aby za rok wybrać się na trzecią część. Nie polecam.

G

G
Tak, tez wychowałem się na Tolkienie.
"Hobbita" czytałem z ogromnym przejęciem mając chyba jakieś 12 wiosen na koncie, "Władcę Pierścieni" pożarłem czytelniczo rok później, podczas świąt Bożego Narodzenia. Na filmy Jacksona pokazujące "Władcę Pierścieni" czekałem więc z ogromnymi nadziejami i ekscytacją. Jedną z części obejrzałem nawet na specjalnym pokazie sylwestrowym - co było doświadczeniem wręcz sadystycznym? Czemu? Bo oprócz mnie na seansie były też tabuny młodych ludzi, którzy albo spali z powodu nadużycia alkoholu, wymiotowali z tego samego powodu, albo byli w trakcie picia. No i ten popcorn...
Pierwszą część "Hobbita" widziałem natomiast na spokojnie kilka miesięcy temu. Wiadomo już, co potrafi Peter Jackson i jakoś tak naturalnie oczekiwałem po drugiej części wcągającego widowiska, ze świetnymi krajobrazami, dobrym aktorstwem i scenariuszem opartym na Tolkienie. Po seansie byłem zadowolony, bo dostałem właśnie to, czego szukałem.
Że niby dłużyzny panoszą się w filmie? Ja tak tego nie obrałem. I dosyć łatwo mógłbym sobie wyobrazić jak słaby, krótki i niezrozumiały dla wielu widzów byłby to film, gdyby Jackson wiernie skupił się na książce. Pewnie byłaby to też klapa finansowa.
Że niby nie ma wybitnych kreacji aktorskich? Ano nie ma. Pierwsza część "Hobbita" była skupiona właśnie na tytułowym niziołku i on zabrał cały fim. W drugiej aktorów jest więcej, prawie każdy ma w jakiś sposób szansę zrobić wrażenie na widzach (Sorry, Legolas, ty jesteś bezbarwny jak spocona koszulka Jacksona) a najlepiej to chyba wychodzi aktorowi grającemu Barda.
Że niby dodatkowe wątki są niepotrzebne? Jeśli chodzi o wątek miłości to rzeczywiśce jest on wkręcony na siłę i jego patos powoduje uzasadnione zgrzytanie zębów. Jeśli chodzi o inne wątki to pozwolę sobie marzycielsko ( "Hobbit" jest dla marzycieli, prawdaż?) oczekiwać, że w trzeciej części Jackosn wykorzysta i domknie je w taki błyskotliwy sposób, że widzom z wrażenia spadnie jakiś element garderoby.
Jest przecież na to szansa.

I jeszcze jedno. Filmu nie widziałem w 3D,wieć nie będę zbijał tego właśnie argumentu.

Ps.
A argument "film jest słaby, obejrzę więc kolejną częsć na piracie" jest tak samo logiczny jak bojkotowanie zimy za pomocą nie noszenia czapki. Powodzenia i udanego L4 życzę...




3 komentarze:

  1. "Po czwarte, motyw międzyrasowej miłości uważam za kompletnie zbędny, jak wyżej już wspomniałam oraz sztuczny. Czyżby został dołożony po to, aby żeńska część widowni mogła choć raz westchnąć? Czy może jest tu jakichś polityczny podtekst? Nie wiem i chyba nie chcę wiedzieć."

    Nie wiem czy to zasługa polskiego tłumaczenia (wer. z napisami), bowiem nie skupiłem się na dialogu angielskim, ale tekst, który wypowiedziała Tauriel do uwięzionego Kiliego wprost ścięła mnie z nóg. Wychowałem się na tej książce i w tym jednym momencie została ona zrównana z błotem. Absolutna zbrodnia! Resztę jeszcze bym jakoś przełknął, ale wątek pseudomiłosny przekreśla wszystko.

    Trzecią część już na pewno w kinie nie obejrzę. Ewentualnie ukradnę ją z internetu na pijackiej imprezie. Esh...

    OdpowiedzUsuń