środa, 8 lipca 2015

zupełnie obojętna

K

pamiętam to. mieszkaliśmy wtedy w Sopocie. powiedziałam Szekspirowi, że muszę gdzieś wybyć, muszę się wyoutować i pobyć sama. powiedziałam, że chcę pojechać do Warszawy. na dwa, może trzy dni. zrozumiał.
pojechałam. zameldowałam się w tanim hotelu.
byłam zupełnie, zupełnie sama. całkowicie wyalienowana z jakiejkolwiek rzeczywistości przypisanej mojemu życiu. nie byłam turystą. czułam się jak kosmita, który odwiedza obcą planetę i było to wspaniałe uczucie. 
czas zadziałał w inny sposób, wbrew codzienności. zwolnił wraz ze mną. 
chodziłam po Krakowskim Przedmieściu, delektując się każdym krokiem. nie miałam przy sobie telefonu, aparatu fotograficznego. byłam tylko ja i moje życie. i mnóstwo obcych twarzy, które mnie mijały. 
to leniwe, dziergane słonecznie popołudnie niesamowicie się dłużyło. chłonęłam wszystko, co moje zmysły były w stanie wychwycić.
i tak bardzo było mi dobrze. po prostu dobrze. 
byłam wszystkim zupełnie obojętna. byłam w środku jakiejś obcej mi wrzawy. 
nakrycie łóżka w tanim hotelu miało ślady psiej sierści. pamiętam ten hotel - Etap z sieci Accor.
beznadziejne śniadanie, w ramach którego miałam  do wyboru tani jogurt, szynkę - mielonkę itp.
wypiłam tylko kawę i jako zupełnie obojętna postąpiłam zupełnie obojętnie wobec powyższych.
włóczyłam się po Warszawie bez celu, bez powodu, bez motywacji. szłam tam, gdzie moja intuicja podpowiadała mi, żeby iść. nie szukałam sensu. chyba nigdy wcześniej i nigdy potem, do tej pory nie czułam się tak bardzo wolna. 
czasami wspominam te dni. i lubię tę piosenkę. trafia w to wspomnienie swoim klimatem. i wieje wiatr.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz