Temat prowokacji został zepchnięty gdzieś w podświadomość bo ostatnio ogarnął mnie rodzaj błogiej szczęśliwości. A jak jestem szczęśliwa to nie potrafię pisać o prowokacjach i innych takich, tylko wyłącznie o bzdetach, co zaraz udowodnię. To chyba jakiś system obronny – im bardziej jakaś część życia się komplikuje, tym częściej szukam okazji do przeżywania różnego rodzaju głupawek.
I oto wczoraj ja, zagorzała przeciwniczka popularyzacji kultury supermarketowej, stałam się z własnej woli jej częścią. Ale tylko przez ok. 20 minut. Gdyby pani Jadzia albo pan Zdzisiu zaopatrzyli swoje sklepiki w produkty sojowe – nie poszłabym. Ale pani Jadzia ani pan Zdzisiu nie zaopatrzą swoich sklepików w produkty sojowe ponieważ najczęściej „schodzi im” pasztetowa, kiełbasa śląska i inne wytwory rzeźnickie. Po parówki sojowe – uwaga, to ważne: wędzone i nie w puszce - które chciałam kupić, musiałam udać się do przebeznadziejnej galerii (galery?). Kupiłam również bagietkę cebulową. To było o 23.00; wraz z moim towarzyszem popołudniowym poczuliśmy się po prostu głodni. Z galery tudzież galerii do domu mam kawałek ale wstyd było wzywać taksówkę, bo taksówką z kolei po 3 minutach byłabym pod domem. Pozostał zatem spacer. Jednakże, jak tu można spacerować, jeśli jest się głodnym. Ponieważ jestem mądra, doszłam do rewelacyjnego wniosku, że można jedno i drugie w tym samym czasie – spacerować do domu i jeść.
Jeszcze nigdy nie spacerowałam po godz. 23.00, jedząc parówki sojowe wędzone, które smakowały jak wędzona plastelina z lekką pikantną nutą, oraz bagietkę cebulową. Nie wiem, wprawdzie jak smakuje plastelina, ale jeśli jakkolwiek smakuje to właśnie jak parówki sojowe wędzone (nie z puszki).
Zanim poczyniłam ów spacer, zdarzyło się jeszcze coś bardziej ciekawego. Otóż uczyłam się wczoraj niesamowicie ciekawej wersji języka polskiego w wykonaniu rezolutnego siedmiolatka. Co zapamiętałam: „buduję autobus żeby w nim przejechać ludzi”.
To jest bardzo interesujące dla mnie zdanie, gdyż metodą proustowską wdałam się w rozważanie nad zestawem osób, które bardzo chętnie przejechałabym w autobusie albo autobusem tudzież jego kołami i dlaczego bym to uczniła.
Następne zdanie: „Mam krwie!!!” – koniecznie wypowiedziane dramatycznie i z emfazą. W sytuacji gdy pokazuje się komuś umazane od czerwonego pisaka palce. Efekt tegoż jest piorunująco-rozmiękczający.
Poza tym również przed wspomnianym spacerem otrzymałam sms od Grzecha, który przytaczam w całości:
„Chciałbym zostać ministrem zimy i trudnych warunków pogodowych. Podpowiesz mi, co mam wpisać w CV?”
I jakże tu nie lubić Grzecha?
G
Mieczysław Ząbek
Prezes firmy Soja-Export Limited
Zła Wieś Wielka 12
03-200 Kopytkowo
Wyjaśnienie
Bez zbędnych uprzejmości zwracam się do właścicieli bloga KarmeliGrzech (dalej zwanego paszkwilem) do sprostowania skandalicznie nieprawdziwych informacji na temat parówek sojowych naszej produkcji. Owa nieprzemyślana informacja na blogu ( bo artykułem tego nazwać się nie da) wzburzyła ogromnie zarząd naszej firmy (prezes Jarząbek musi kupić nowe okulary bo poprzednie rozbił o komodę w napadzie piskliwego szału) i prawdopodobnie została spowodowana zwykłą ignorancją. Bo gdyby chodziło o niecne działania naszej konkurencji to reakcja z naszej strony trafiłaby do właścicieli paszkwila za pomocą prawników.
Powodowani troską o dobrą informacje dla naszych aktualnych i przyszłych klientów informujemy więc:
- parówki sojowe wędzone nie mogą smakować jak plastelina bo ten aromat i smak jest charakterystyczny dla naszych parówek dziecięcych o nazwie "Bachorki"
- parówki sojowe wędzone smakują jak połączenie palonej opony Stomilu z zapachem benzyny z toru żużlowego. Ów wyrafinowany i doceniany przez konsumentów smak ( nagrody "Niesmaczne lecz zdrowe, Ciechanów 2010", "Fuj2011" i "Stalowy brzuch 2010, Zielona Góra" to efekt wieloletnich starań naszych naukowców i dietetyków. Pragniemy także zauważyć, że jest to wyjątkowo nowatorska reakcja na amerykański trend, który mówi o tym, żeby pokarm zdrowy i snobistyczny celowo wyróżniać wyrafinowanym smakiem i wysoką ceną. Być może europejscy producenci o tym nie wiedzą lecz jest to już ich problem.
Kończąc naszą korespondencję pragniemy poprosić o przekazanie adresu do autorów bloga. Pragniemy bowiem przesłać nasz nowy produkt parówki "Wyrafinki" o nietuzinkowym aromacie kurzu spod szafy.
Z pozdrowieniami
Ząbek
Mój syn darł się wczoraj na widok swojej siostry : mała pipka, mała pipka. Dobrze że do mnie nic nie krzyczał:)
OdpowiedzUsuńPan Prezes raczy żartować.. Fuj2011 zdobył ex aequo do nadpsutej czapli półmisek panierowanego gówna!!!
OdpowiedzUsuńJa raz w Biedronce widziałem Kapitana Amerykę. Kupował nowe trampki.
OdpowiedzUsuńGeneralnie jest tak : czego byś nie zrobił, nie powiedział, nie pomyślał, gówno jesteś.Gówno że czegoś chcesz, bo i tak Ci nie wychodzi. Gówno, że nie chce Ci się już nic, bo Ci się powinno chcieć. Gówno, że chcesz tu być, bo i tak wszyscy Cię mają w dupie. Kupa blada (synonim!) że chcesz sobie pójść, no bo jak Ty możesz!? Na własnej piersi, na własnej dupie......... to gówno wyhodowałeś stary...
OdpowiedzUsuńGówniarz, przekornie się zwiesz w ten sposób, bo żaden z Ciebie gówniarz.... Nie jestem jednak w stanie ustosunkować się do Twojej wypowiedzi - piję wódkę słuchając tego http://www.youtube.com/watch?v=MXBRhz7oZYA
OdpowiedzUsuńW każdym razie wiedz, że przeczytałam Twoją wypowiedź.
Pozdrawiam, Karmel
ale nunek najlepszy- mam krwie :-D - .
OdpowiedzUsuń