wtorek, 31 lipca 2012

Batman według Nolana - recenzja trylogii.

K


Ci, którzy jeszcze nie widzieli filmu "Mroczny Rycerz powstaje", a chcą przeczytać poniższy tekst - mogą się nie obawiać - moje przemyślenia nie zawierają spoilerów.

Trzecią cześć o Batmanie widziałam w ubiegłą niedzielę; potrzebowałam dwóch dni żeby przetrawić ów film. Z pewnością nie napiszę, że nie warto pójść do kina na kolejne dzieło Nolana. Ale wiem już, że ci, którzy spodziewają się poziomu "Mrocznego Rycerza" sprzed czterech lat, będą zawiedzeni. Nie ukrywam, że podjadała mnie niemała ciekawość, czy uda się reżyserowi "Memento" stworzyć kolejny, trzymający w napięciu, dynamiczny a jednocześnie pogłębiony psychologicznie obraz o człowieku - nietoperzu, jego przyjaciołach i wrogach Gotham City. Tegoroczny Batman, niestety, względem poprzedniego wypada gorzej. Postaram się wyjaśnić, dlaczego. Ale najpierw mała przerwa - kawałek świetnej muzyki Hansa Zimmera i Jamesa Newtona Howarda :


Pierwszy film "Batman - początek" z 2005 roku, do którego scenariusz Nolan napisał wraz z Davidem S. Goyerem, mającym na swoim koncie scenariusze m.in. do serii "Blade (...)" oraz do animowanej wersji "Batman: Rycerz Gotham", jest niewątpliwie 'najspokojniejszą" częścią trylogii. Ale ma też inne zadanie: jako reboot wszystkich filmów o człowieku - nietoperzu, wyjaśnia, jak doszło do tego, że Gotham City wzbogaciło się o mrocznego rycerza - strażnika. Poznajemy tragiczną historię małego Bruce'a Wayne'a,  perypetie dorosłego Bruce'a na Wschodzie i jego reakcje na bezprawie szerzące się w rodzinnym mieście, do którego postanawia wrócić i którego decyduje się strzec jako Batman. Co więcej, poznajemy drogę Bruce'a, którą przemierza, przekuwając swój lęk i swoją słabość w oręż i siłę.
I właściwie więcej od tej części nie oczekiwałam; zatem byłam po jej obejrzeniu zadowolona. Uważam ów film za przyzwoicie dobry.

Gdy w 2008 roku do kin wszedł "Mroczny Rycerz", wpadliśmy w podziw przede wszystkim z powodu roli Jokera, którą niebywale autentycznie i przekonująco zagrał Heath Ledger. (Na marginesie - świat spekulował, czy praca nad tą rolą nie przyczyniła się w jakiś sposób do śmierci Ledgera). Uważam, że Ledger zbudował tę rolę  lepiej niż Nickolson. Joker Jacka jest komiksowy - bierzemy go w cudzysłów. Jokerowi Ledgera wierzymy: jest schizofrenicznym, psychopatycznym, maniakalnym, sprytnym i inteligentnym mordercą. Dla porównania:


Nie ulega wątpliwości, że Ledger bardzo intensywnie pracował nad rolą Jokera - pod każdym względem: mimiki twarzy, poruszania się, mówienia oraz śmiechu. Tego ostatniego nie sposób zapomnieć. Demoniczny
przykład śmiechu Jokera '2008..... i tego z 1989. Oczywiście, nie sposób nie zwrócić uwagi na rozdźwięk czasowy, w którym oba filmy powstały. Z pewnością współczesny Joker nie mógłby prezentować komiksowego zła bo nikt takiego by nie kupił. Ot - taki 'urok' naszych czasów... Nie zmienia to faktu, że Joker Ledgera jest przedstawicielem realnego zła, którego schematy mamy zakodowane w głowach, po przerobieniu chociażby tematyki zamachowców - terrorystów ujawniających swoją destrukcyjną działalność co jakiś czas w różnych częściach naszego kontynentu (i USA). 
Ale nie tylko ta postać zwraca uwagę widza. Obok Jokera mamy jeszcze Harveya Denta - Dwie twarze, którego zagrał Aaron Eckhart. Aktor dobrze dobrany do roli - oblicze prawnika, stróża sprawiedliwości - blondyn z pociągłą twarzą, której połowa w drugiej części filmu zniekształcona ujawni przemianę owego stróża w żądnego zemsty i zaprzeczającego dotychczasowym wartościom buntownika. 
Można uznać, że dwie powyższe postaci dynamizują ten film na równi z wydarzeniami, w które fabuła obfituje. O ile "Batman - początek" był wyczerpującą genezą człowieka - nietoperza, o tyle "Mroczny Rycerz" jest opowieścią, w której dzianie się, akcja i jej intensywność z powodzeniem wiodą prym. Dajemy się porwać bohaterom jak i złoczyńcom - indywidualnym i zbiorowym oraz wyśmienitej muzyce, którą przy obydwu częściach o Batmanie stworzyli wspomniany już Zimmer i Howard. 
Zapadają w pamięć poszczególne sceny - jak chociażby ta z hasłem Jokera "Why so serious?":


Wciąga gra, jaką Joker prowadzi z Batmanem, prowokując go do złamania swoich zasad...
"Mroczny Rycerz" kończy się interesująco, zapowiadając kontynuację. Po obejrzeniu byłam bardzo ciekawa, jak Nolan pokaże drogę głównego bohatera do odzyskania dobrego imienia i uznania mieszkańców Gotham.

Nad scenariuszem do trzeciej części pt. "Mroczny Rycerz powstaje" pracował Nolan ze swoim bratem (podobnie jak przy części drugiej). Muzykę robił już tylko Zimmer, ale poradził sobie świetnie bez Howarda. Nie będę opowiadać fabuły - w powyższym linku jest wszystko, co potrzeba wiedzieć zanim się przystąpi do oglądania. Skupię się na tym, co mi się nie spodobało.
1. O ile "Mroczny Rycerz" był 'na serio', o tyle ma się takie wrażenie jakby (chcący - niechcący) Nolanowie powrócili za bardzo do konwencji komiksowej. Nie ma już psychologicznego pogłębienia, przekonująco-wciągającego napięcia. Są efekty specjalne. Których w drugiej części również nie brak ale jej inne zalety pozwalają się skupić właśnie na nich, nie na efektach. Ale przecież Amerykanie kochają eksplozje, zamachy, strzelaninę. Nie zapominajmy o tym.
2. Za mało w tym filmie postaci. Za mało Batmana, Bane'a, Kobiety-Kota. Akcja, wydarzenia zostały postawione przez Nolanów na plan pierwszy. Oczekiwałam, że po Jokerze i Harveyu, podobnie zostaną poprowadzone role nowych złoczyńców i pół-złoczyńców. Tymczasem ledwo 'liźnięta' zostaje postać Seliny - a szkoda, bo Anne Hathaway zagrała zgrabnie i zwinnie i zasługiwała na większą ilość filmowego czasu.
Jeśli chodzi o Batmana / Bruce'a to w poprzedniej części zakończenie podyktowało w moim odczuciu rodzaj zobowiązania względem następnej części - mianowicie, że droga odkupienia nieswoich win będzie tematem numer jeden. Tymczasem tak nie jest. Albo niby jest. Bo wątek ów jest co najmniej jednym z wielu. Wplątany w sieć innych. Batman jest jedną z wielu postaci.
Zaś co do Bane'a to nie jest już ten złoczyńca rangą przypominający Jokera. Jest właśnie komiksowy. Sztampowo zły. Sztampowo okrutny i bezwzględny. Odczuwalny jest cudzysłów komiksu. I ma się to wrażenie, że Bane jest tylko jednym trybikiem w całej machinie tej opowieści.
3. Zakończenie filmu. Oj, jak ja nie lubię tego rodzaju zakończeń. Marzenie Alfreda się spełnia. Bruce idzie drogą, którą wierny i lojalny Alfred chciałby i której dla niego pragnął. Jak dobrze, jak miło, jaka ulga, jaka landrynka. Mroczny Rycerz powstał i krótko po kilku efektywnych (efekciarskich?) akcjach oddał 'zabawki' na zawsze. A na horyzoncie pojawił się zakochany w jego czynach następca.
Wszystko cacy.

Reasumując, powrócę do mojego początkowego twierdzenia: z pewnością nie napiszę' że nie warto pójść do kina na kolejne dzieło Nolana. Obniżcie tylko oczekiwania.











Brak komentarzy:

Prześlij komentarz