wtorek, 23 kwietnia 2013

Trzy wariacje na temat konsternacji

K

Wracam po prawie miesięcznej przerwie spowodowanej moją nową pracą - mianowicie obecnie jestem z zawodu dyrektorem, parafrazując żonę - dziunię z zacnego filmu "Poszukiwany, poszukiwana", i to zajęcie dostarcza mi nowych wrażeń pod tytułem: "myślenie o zawodowych obowiązkach 24 h/dobę 7 dni w tygodniu".
Ad rem:
Konsternacja (łac. consternatio) zażenowanie, zakłopotanie, zmieszanie lub uczucie paniki wywołane zaistnieniem niepomyślnej sytuacji lub zbiegu okoliczności.
Zdarzyło mi się kilka razy odczuć ją z własnej winy. Na przykład na spotkaniu z szanowanym profesorem - historykiem literatury, przed którym chciałam się pochwalić tym, że przeczytałam jego ważną książkę, a gdy zapytał, patrząc mi prosto w oczy, którą, ja, w wyniku stresu, zapomniałam tytułu i, co gorsza, desperacko odparowałam: "tę w różowej okładce". Ale to było dawno temu, w czasach studenckich.
Jednakże tak zwane wtopy towarzyszą człowiekowi nieustannie i niezależnie od wieku. Oto kilka z najświeższych, w których brałam udział:

1. W czasie spotkania ze znanym w kraju pasjonatem historii oraz księdzem wyznania greckokatolickiego - dialog:
moja towarzyszka, przeglądająca książkę owego pasjonata: 
- co znaczy "filaktyczny"? Nie znam tego słowa - "filaktyczny".
Biorę od niej książkę, zerkam i pokazuję jej palcem linijkę wyżej, z prawej strony człon "pro-".
Moja towarzyszka:
- Ale nie powiesz nikomu?!?!?
Obie wybuchamy intensywnie stłumionym śmiechem i się krztusimy.

2. W szpitalu, w którym musiałam mieć wykonany rentgen klatki piersiowej, woła mnie pani do gabinetu i mówi:
- Proszę się rozebrać.
Stoję w korytarzu za - fakt faktem zamkniętymi - drzwiami i się rozglądam za jakąś "rozbieralnią".
Po czym desperacko pytam:
- Tutaj?!
- Tak, tutaj - pani spogląda na mnie ze zdziwieniem.
- A jak ktoś wejdzie?!?!?! - wołam oburzona.
- Proszę pani, te drzwi z zewnętrznej strony nie posiadają klamki.
Otwieram gębę i zastygam w samym środku wzbierającego tsunami konsternacji.

3. Na zjeździe dyrektorów szkół, w wypasionym, czterogwiazdkowym hotelu, w pokoju, który dzieliłam z dwiema towarzyszkami - dialog:
- Te drzwi się nie zamykają! - powiedziała jedna z moich towarzyszek.
- Jak to się nie zamykają? - odparłam zdziwiona - przecież są zamknięte i nikt nie wejdzie.
- Jak to nikt nie wejdzie?! - moja towarzyszka żywo ruszyła w stronę drzwi, złapała za klamkę i je otwarła, po czym rzuciła triumfalne: A NIE MÓWIŁAM? A NIE MÓWIŁAM??
- Weź kartę, wyjdź i zamknij drzwi. Spróbuj otworzyć dzrzwi bez karty a potem z kartą.
Tak też zrobiła. Gdy drzwi się otworzyły, ujrzałam w nich misiowatą minę mojej towarzyszki:
- Ale nie powiecie nikomu??

Rok temu, z racji nastąpienia wiosny pisałam o zmianach (a pisałam tak) - nadal uwielbiam ową zmianę powietrza z ostrego zimowego w łagodny wiosenny, ale dotarło do mnie dobitnie: zmiany są różne. Są dobre, są złe. Taka oto równowaga, żeby nie było zbyt słodko. I nie jest to żadna odkrywcza myśl. Ale w tym momencie jest mi potrzebna.
A Wam? Czego potrzebujecie?




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz