Czy ateiście można składać życzenia z okazji świąt religijnych?
Musiałabym być nadętą, infantylną malkontentką, żeby napisać "nie".
Nie rozumiem też "wojujących" ateistów, którzy zabiegają o polityczną poprawność i obruszają się, gdy ktoś kieruje do nich utartą formułkę "wesołych świąt".
Chciałabym móc oczekiwać szczególnie właśnie od niewierzących mądrości, opanowania i dystansu - przede wszystkim względem siebie.
Drażnią mnie historie jak ta: ateista oburzony ostatnim namaszczeniem.
Ten przypadek jest bez wątpienia próbą wyłudzenia niemałych pieniędzy.
Logicznie rzecz biorąc, dla ateisty akt ostatniego namaszczenia jest niczym więcej jak tylko pomazaniem olejem kilku miejsc na ciele. Nie stanowi sakramentu Extrema unctio z bardzo prostego względu - ateista nie uznaje istnienia aktu zwanego sakramentem.
Panosząca się powszechnie głupota i ignoracja pozwala jednak na to, że płytkie typki, pieniaczo-krzykacze i inne tego typu twory ludzkie, poprzez przypadki, jak ten w ww. linku, przyczyniają się do budowania złego pijaru ateistom.
Wiem, że mogę wzniecić tym tekstem głosy oburzenia - szczególnie ze strony tych niewierzących, którzy wielbią demokratyczną poprawność polityczną i "nie życzą sobie", żeby im pan w czarnej sukience odprawiał jakieś hokus-pokus bez ich wiedzy i zgody. Z jednej strony - no cóż, mają do tego prawo.
Z drugiej strony rozsądek podpowiada mi jedno pytanie - czy ateiści naprawdę nie mają ważniejszych problemów od tego, że pan w czarnej sukience odprawił - mając dobre intencje! - hokus pokus?
Wracając do świętowania - moja reakcja na formułkę "wesołych świąt" jest taka sama jak na formułkę "miłego dnia". Odpowiadam "wzajemnie". Szczególnie jeśli słyszę je od osób zupełnie mi obojętnych - od pani w piekarni, sąsiada itepe.
Nie widzę najmniejszego sensu w tym, aby wykładać wyżej wymienionym. elaborat dotyczący mojego ateizmu, tak samo jak nie widzę sensu wyjaśniać pani w sklepie spożywczym, dlaczego nie kupię schabu albo pasty z makreli.
Jeśli ateiści chcą sobie "wypracować" miejsce w społeczeństwie, zrobią to jedynie wtedy gdy będa kierować się rozsądkiem w tym, co mówią i co robią.
Ja święta nawet lubię. Było nie było, jestem beneficjentem religijnego eventu - mam dzień wolny od pracy. Jak ateista może ten czas spożytkować - na przykład tak: ateista i wielkanoc.
Umiejętność dystansowania się wobec siebie jest rzadkim darem. Podobnie umiejętność śmiania się z siebie samego, która wypływa z tej pierwszej.
Ostatnio szczerze rozbawił mnie ów mem:
Wymiar komercyjny okresu świąt - bożonarodzeniowych czy też wielkanocnych - wyparł i zdominował ich wymiar religijny. Z jednej strony to dobrze, ponieważ ateista bez problemu może w tym czasie znaleźć miejsce również dla siebie. Z drugiej strony - z mojego punktu widzenia - czas ten zalatuje hipokryzją, ponieważ przeciętny katolik celebrujący utartą obrzędowość chce w czasie świąt nażreć się i nachlać. No może napiszę łagodniej - podjeść sobie i podrinkować.
Wystarczy krótka obserwacja robiących przedświąteczne zakupy w centrach handlowych, przede wszystkim szybka lustracja zawartości wyładowanych po brzegi wózków w supermarkecie.
Myślę, że powyższy stan rzeczy raziłyby mnie niezależnie od tego, czy byłabym katolikiem, muzułmaninem czy ateistą.
Podobnie jak razi mnie to, że przeciętny katolik - sprowokowany do tego - będzie "walczył" o religijną fasadę i pozory czy też pusty sztafaż przy jednoczesnym "kultywowaniu" świąt w 90% procentach w wymiarze komercyjno-konsumpcyjnym, a więc w wymiarze świeckim. Chciałoby się sparafrazować naszego wieszcza: "plwajmy na tę skorupę i zstąpmy do głębi".
Niemniej jednak, ateistycznych agresorów, którzy chcieliby rozpętać dżihad z powodu świątecznej atmosfery i obruszać się na każdego, kto "nie uszanuje" ateistycznej orientacji adresata swoich życzeń świątecznych, miałabym ochotę wrzucić do jednego worka z katolami. Sic.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz