piątek, 15 maja 2015

weganie jedzą trawę

K


jestem na etapie, na którym wypracowałam sobie umiejętność dystansowania się względem tekstów typu "rośliny też czują", "co ty jesz, chyba tylko trawę" i najczęściej przytakuję ich autorowi / autorom a nawet potrafię ze swojej postawy pożeracza roślin żartować.
na grunt poważnej dyskusji wchodzę tylko wtedy, gdy mój rozmówca wyraźnie sobie tego życzy.
dojrzałość i dystans podpowiadają mi bowiem, żeby świata nie zbawiać a ludzi na nic nie nawracać, ale postępować tak, żeby sami się zainteresowali.
to nie będzie standardowy wpis pt. podrzucam wam pomysł na pyszne pierogi, ale od jakiegoś czasu dokumentuję swoje poczynania kulinarne, zwłaszcza jeśli są udane i dziś przemycę ten temat tutaj.
muszę jeszcze dodać, że gdy przed laty zrezygnowałam ze spożywania mięsa, w tym ryb (tak, tak - ryba to też mięso), to jeszcze wtedy nie przyglądałam się tak pieczołowicie temu, co jem, nie zapoznawałam się ze składem produktów i niespecjalnie szukałam wiedzy na ten temat. interesowało mnie jedynie to, abym na talerzu nie miała niczego, co żyło, zanim na niego trafiło. ale gdy zdecydowałam się na krok nieco odważniejszy od wegetarianizmu, mianowicie na weganizm (czyli w sferze odżywiania rezygnację z m.in. wszelkich produktów i dań zawierających cokolwiek pochodzenia odzwierzęcego /mleko, jaja itd./, zaczęłam bardzo interesować się kuchnią roślinną, szukałam zastępników produktów odzwierzęcych, bez których pewne dania nie mogłyby powstać (i tak poznałam m.in. agar agar), zakupy trwają nieco dłużej, bo czytam składy na opakowaniach (tak dowiedziałam się na przykład, że musztarda może zawierać pochodne mleka, choć dlaczego, to nie mam pojęcia) i generalnie oglądam niemal pod lupą to, co zdecyduję się wpakować do mojego układu trawiennego. i mogę bez wątpienia przyznać, że świat roślin jadalnych zachwycił mnie swoim bogactwem i możliwościami, jakie oferuje, jeśli tylko wie się, co z czym i dlaczego.

pierogi robię często. po pierwsze ponieważ je lubię, po drugie, bo zażera się nimi mięsożerna część domowników (a ja tryumfuję: można pysznie bez mięcha? można!), po trzecie dlatego, że się przy tym wyłączam i relaksuję.
do zabawy w gotowanie w pierwszej kolejności potrzebuję.... żeby mi coś gadało. i nie radio. ponieważ nie mam w kuchni tv, zabieram ze sobą laptopa. najczęściej włączam film w języku brytyjskim i słucham ichniego pięknego akcentu - w ten sposób mój angielski nie wypada z formy. 
do ciasta używam trzech rodzajów mąki - pszennej, jaglanej i cieciorkowej. dodaję też trochę skrobi ziemniaczanej, olej kukurydziany, sól no i wodę. wyrobione ciasto jest bardzo elastyczne, wilgotne i łatwo się rozwałkowuje.
farsze stanowią każdorazowo odzwierciedlenie mojego widzimisię. nie korzystam z przepisów. czasem są wynikiem "czyszczenia" lodówki. najbardziej lubię zestawienie takie, jak niżej na zamieszczonych zdjęciach. 1. opcja: soczewica, bakłażan, cebula. 2 opcja: szpinak, brokuł, nać czosnkowa i suszony czosnek niedźwiedzi. 3 opcja: wegeruskie, czyli ziemniaki, cebula, tofu naturalne. na pięć ziemniaków daję dwie kostki tofu. cebula oczywiście podsmażona w przypadku każdej opcji.
reszta procedury kulinarnej doskonale znana. pierogi po ugotowaniu są przyjemnie miękkie. lubiącym okrasę polewam je olejem rzepakowym z podsmażoną cebulą. ja wcinam je bez żadnych tłuszczowych upiększaczy, wtedy bardziej czuć pierogowatość pierogów. polecam!
 a i jeszcze jedno - oczywiście, że weganie nie jedzą trawy. czasem ją palą ;-)





 ja używam tofu z polsoji. nie wiem, czy z innych firm jest takie samo, nie próbowałam


 mało kto zdaje sobie sprawę z tego, jak ważnym składnikiem tego, co jemy, mogą okazać się oleje (temat: omega3!). że mają swój indywidualny smak i zapach. ale nie uświadczy się ich, jeśli kupuje się oleje rafinowane. oleju kukurydzianego nie lubię w sałatkach, ale jako dodatek do ciasta sprawdza się bdb
 jeśli lubicie posmak jajeczny w cieście, to polecam zamiast zwykłej soli dodać kala namak - sól, którą czasem wyjadam prosto ze słoika. smakuje jak sproszkowane jaja. wprawdzie do ciasta pierogowego nie dodaję, ale podrzucam wam pomysł.


 pierogi "widelcowane" to moje wspomnienie z dzieciństwa, którego nie zastąpią żadne gotowe foremki do wyciskania pierogów. 


koniec :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz