G
Władca Pierścieni by APART
*Współczesna i realistyczna wersja "Władcy Pierścieni" Tolkiena.
*Dramat Fantasy
Wszystko zaczyna się źle. Gandalfowi nie udaje się namówić rozleniwionego i gnuśnego Froda do wyprawy i uratowania świata. Po trzech dniach bezskutecznego namawiania, zrezygnowany Czarodziej rzuca na niziołka czar zniewolenia i wyrusza na wyprawę. Sami, bo inni hobbici pojechali do sanatorium.
W drodze do Góry Mglistych Gandalf pokonuje Nazguli za pomocą świeżo poznanej przebiegłości i sprytu, podróżnicy nie trafiają jednak do Gospody Pod Rozbrykanym Kucykiem, bo Frodo stwierdza, że trzeba oszczędzać kasę i jeść darmowe korzonki, martwe nietoperze i kawałki kory drzewnej. Gandalf się zgadza, bo niziołek jest coraz bardziej gnuśny i czepia się go, że z powodu wyprawy zniszczy swoją szansę na karierę w branży jubilerskiej. W Górach Mglistych Frodo strzela focha a Gandalfowi dokucza okrutny reumatyzm, nic więc dziwnego, że nie jest specjalnie zadowolony ze spotkania Barloga. Rzuca na niego 15 kul ognia, kopie go zdradziecko w jądra i ostatecznie pokonuje brutalnymi czarami. Właśnie wtedy zyskuje przydomek Gandalf Wkurwiony.
Przez kolejne miesiące wyprawy nie dzieje się nic szczególnego i widowiskowego, poza dołączeniem do wyprawy obślizgłego Golluma. Czarodziej decyduje się jednak oddać tego nudziarza do Obozu dla Nieprzystosowanych prowadzonego przez Krasnoludy.
Gdy na horyzoncie pojawia się Góra Przeznaczenia Gandalf dostaje niepokojące wieści. Posłaniec donosi, że Sauron wybrał nową taktykę - zamiast walczyć z ludem Śródziemia, korumpuje go. Okazuje się, że sprzedaż taniego i mocnego alkoholu oraz zmodyfikowanego genetycznie fajkowego ziela przynosi coraz lepsze efekty, do Saurona przystępują nawet Krasnoludy.
Zniszczenie pieścienia ma więc gorzki charakter, z jednej strony jest to ważny cios w Saurona, ale z drugiej - przed siłami dobra czeka jeszcze wiele trudnych walk.
Tuż przed zniszczeniem pierścienia pojawia się przerwa dla sponsora. Szef firmy APART tłumaczy jak ważny jest wybór biżuterii stworzonej właśnie w jego firmie.
Zemsta Klanu Jebosława
*Słowiański film akcji
Obraz rozpoczyna się emocjonującą sceną ataku na słowiańską wioskę przez wikingów. Najeźdźcy prowadzeni przez Jarla Ragnara BladegoLoka w ciszy podchodzą do wioski o nazwie Lipce, licząc na zaskoczenie mieszkańców. W chatach znajdują jednak tylko słomiane kukły w kształcie ludzi.
- To pułapka! - krzyczy Ragnar.
Nie udaje mu się jednak zrobić nic więcej, bo zostaje przebity włócznią przez Mieszka Jebosława, nieustraszonego wojownika słowiańskiego, który zaczaił się na wikingów.
Klan Jebosława szybko rozprawia się z wojownikami północy, dzięki pomocy kapłanów Peruna udaje się także zbudować kopie statków wikingów.
Dokładnie dwa lata po zdradzieckim ataku Drużyna Jebosława na 30 okrętach słowiańsko-wikinśkich rusza na podbój krajów północnych. Wikińscy wojownicy uginają karki przez szalonymi słowianiami, którzy walczą z imieniem Światowida na ustach. Po 10 latach walk Jebosław zdobywa całkowitą dominację nad wikingami i planuje podbój Brytanii.
Plany przerywają jednak wieści z rodzimych ziemi. Trzeba wracać i pokonać ogromne zagrożenie-brutalny i coraz bardziej popularny kult chrześcijaństwa.
Duma i znudzenie
*Realistyczna komedia romantyczna
Hugon, początkujący i obiecujący księgowy z Ciechanowa zakochuje się ! Mężczyzna porusza niebo i ziemię, coby zdobyć serce, ciało, duszę (niekoniecznie w tej kolejności) ponętnej Joanny. Wybranka serca głównego bohatera ma jednak
charakter wybitnie księżniczkowaty-raz jest miła, a raz oschła, czasem strzela seriami fochów. Przez pierwszą godzinę filmu widzimy wyczerpujące próby zdobycia Joanny przez Hugona, później następuje załamanie.
Hugon płacze w kwaśnym deszczu, kompulsywne zjada paluszki słone, rzuca nawet kamieniami z dachu elektrociepłowni. W końcu dochodzi do siebie i postanawia żyć bez miłości!
Plan okazuje się genialny w swej prostocie-kariera Hugona rozwija się jak węże pijanych strażaków-ochotników, wszystkie inne dziedziny życia też kwitną. Przez kolejne 15 minut filmów Hugon żyje tak radośnie i szczęśliwie, że cała dramaturgia siada i film się kończy.
W ostatnich scenach widzimy Joannę, której udało się założyć dobrze prosperującą fabrykę gofrów i która wzdycha do Hugona. Okazuje się, że nawet zwycięstwo w programie "Gotuj z Papieżem" nie przynosi jej szczęścia.
wtorek, 13 czerwca 2017
poniedziałek, 12 czerwca 2017
Córka. Choroba.
K
(...)
Publikuję ciepły jeszcze, dopiero co obrobiony fragment tego, co z rozmachem roi mi się w głowie.
Wrzucam dla zainteresowanych takim potworzeniem również linki do poprzednich fragmentów moich wypocin: numero uno, numero duo.
CHOROBA. POCZĄTEK.
- Starałam się, przecież się starałam, starałam,
starałam…. – bujany fotel poruszał się nerwowo.
Szeptała do siebie jedno zdanie, próbując się uspokoić. Ponownie
sięgnęła po zgniecioną kartkę.
Nienawiść
jest błogosławieństwem.
Dwa tygodnie wcześniej:
- Pani córka jest chora. – psychiatra przybrał minę
sugerującą, że się przejmuje przekazywaną diagnozą.
Zanim przekroczyły próg Poradni, zanim nastał dzień
rozliczeń i rozrachunków, obie siedziały na tarasie. Czarne włosy Bereniki zasłaniały ostry zarys jej policzków. Strzelała palcami. Dźwięk kościstych pstryknięć skrzywił jej twarz.
- Nika, przestań!
- Mamo, ja nigdzie nie pojadę.
- Pojedziesz. Za-tar-gam cię tam choćby siłą.
- Chodzi ci o to gówno na ścianach. Nie jestem
nienormalna. Nie wiem do końca, dlaczego to zrobiłam. Może dlatego, że na
trawniku leżało tyle gówien Czarliego. A może dlatego, że życie jest ogólnie
gówniane.
- Bredzisz! Masz dopiero siedemnaście lat!
- Cóż światłego ma wypływać z tego stwierdzenia,
droga mamo? – Berenika skrzywiła ironicznie usta.
- Zamknij się. Pojedziesz do tego ośrodka. Kurwa,
pojedziesz!
Joanna czuła napływające drgawki. Uświadomiła
sobie, że za chwilę może stracić samokontrolę.
- Nie sięgniesz do twojej magicznej torebeczki? Po tabletki szczęścia?
Do oczu Joanny napływała wściekłość.
- Nie krępuj się. Wiem, co łykasz. Co dzisiaj w
menu? Doksepina?
Oczy Bereniki zaszły czarną, spokojną obojętnością.
Wpatrywała się w matkę wyczekująco.
Szersze źrenice. Berenika skierowała wzrok niżej. Rozchylające
się usta. Niżej. Niespokojna klatka piersiowa. Unosi ciężar oddechów coraz
szybciej. Jeszcze niżej. Palce obu dłoni zachodzą jeden na drugi w ciasnym
uścisku. Z powrotem na usta. Ulotny dźwięk zaciskającej się szczęki.
- Żmija, nie dziecko.
- Oczywiście. Ale nigdzie nie pojadę. Zapamiętaj
moją decyzję.
Berenika wstała. Skierowała powolne kroki do
salonu. Wyjęła z kieszeni kluczyk. Drzwiczki zakazanej szafki zaskrzypiały
smutno. Wyjęła kilka listków rozmaitych tabletek.
- Mama weźmie.
Położyła je na stole. Joanna jednym szybkim ruchem
zrzuciła lekarstwa na podłogę.
- Wynoś się żmijo. – wycedziła cicho przez
zaciśnięte zęby.
- Jak sobie życzysz. Nigdzie nie pojadę. Zapamiętaj
moją decyzję.
Joanna cztery razy zmieniała zamek w szafce na
swoje prywatne rzeczy. Bezskutecznie.
- Pani córka jest chora.
Odłożył dokumentację na biurko. Spojrzał na Joannę.
Chwila zawahania. Patrzyła na niego wyczekująco.
- Cierpi na zaburzenia afektywne dwubiegunowe. Jest
to choroba... – Joanna uniosła na sekundę otwartą dłoń i opuściła.
- Nie musi pan tłumaczyć. Wiem, co to jest. Jakie
zalecenia?
- Zanim przejdziemy do zaleceń, chciałbym wrócić do
tego, o czym mówił pani mąż. O obciążeniu genetycznym. Zapoznałem się z pani
kartoteką. Chciałbym również zweryfikować wszystkie niepokojące informacje na
temat sytuacji rodzinnej. Ligia mówiła, w ramach wywiadu, o niepokojących, w
moim odbiorze, incydentach domowych. Chciałbym również…
- Czy mógłby się pan wyrażać precyzyjnie?
Szybkie, wzajemne taksowanie się wzrokiem.
- Tak, oczywiście. Czy zamykała pani kiedykolwiek
Berenikę w piwnicy?
Subskrybuj:
Posty (Atom)