poniedziałek, 1 października 2012

dlaczego kocham Six Feet Under, czyli losowy zbiór miłosnych wyznań

K

"-Why do people have to die?
- To make life more important."


pałam do tego serialu narkotycznym uwielbieniem...

KOCHANIA:

1. kocham w tym serialu szczególne MOMENTY...
w czwartym sezonie jest odcinek, w którym Ruth wraz z rodziną postanowiła zorganizować garażową wyprzedaż. Nate w tym czasie przeżywał śmierć swojej żony, Claire utknęła w punkcie bez artystycznych inspiracji, zaś ekscentryczny Artur opuścił Fisherowy biznes. I w pewnym momencie Claire wpada na pomysł - SPALMY WSZYSTKO, czego się nie udało  nam sprzedać.
Mama Ruth w pierwszym odruchu sprzeciwia się, twierdząc, że wiele przedmiotów jest wartościowych, ale potem zerka na nowego męża George'a, przypuszczalnie dochodzi do wniosku, że trzeba reminiscencje przeszłości unicestwić i ... przystaje na pomysł córki. I oto stoją wokół płonącego stosu gratów przed domem: Ruth i George, Claire i jej nowa koleżanka Anita, David - a potem dołącza do nich Nate, dając Davidowi na ręce córeczkę Mayę a następnie pozbywając się z pokoju rzeczy, które uznał za konieczne do pożegnania. Ta symboliczna scena zawieszenia i zamyślenia przy płonącym ogniu, podparta rewelacyjną muzyką... Symboliczna scena, w której każdy z bohaterów tego niezwykłego serialu mierzy się z "duchami" swojej przeszłości i duma... 
W czwartym sezonie jest również odcinek, w którym Claire wraz ze swoimi przyjaciółmi spędza czas. Oglądając poniższą scenę pełną ciepła i wspólnoty, nasuwa mi się jedna myśl: młodość, młodość, młodość i carpe diem....

W piątym sezonie szczególnie przejmująca (dla mnie) jest chwila, gdy ciało Nate'a obmywają jego mama Ruth i jego brat Dave, przeżywając stratę Nate'a:



2. kocham Ruth, gdy się irytuje, złości i wścieka - to nie wymaga komentarza:




3. kocham dychotomiczność tego serialu
- tyle śmierci i tyle życia
- tyle komplikacji i tyle prostoty
- tyle niezwykłości i tyle banału w zdarzeniach
- zwykłość i niezwykłość głównych postaci
- założenie, że wszystko jest takie proste i oczywiste oraz tak skomplikowane i zagadkowe
- życie żywych i umarłych (duch Nathaniela - ojca i wielu postaci drugoplanowych) przeplata się ze sobą; ci drudzy są obecni w życiu pierwszych; w ich snach, marzeniach i wyobrażeniach
- ciało człowieka żywego i martwego - widzimy ich mnogość przez co w pewnym momencie nabieramy spokojnego dystansu do obydwóch
- poznanie drugiego człowieka i kompletne zaskakiwanie się nim

4. kocham sposób prezentowania najważniejszych dla tego serialu wartości: rodziny, poszukiwania własnej tożsamości i swojego miejsca w świecie, tolerancji wobec różnych odmienności..
A jeśli chodzi o rodzinę - nie ma w tym serialu żadnych lukrowanych scen... Ani tych utartych, zwanych "z życia wziętymi"... Bo życie Fisherów JEST ICH i to się czuje od pierwszego odcinka. Jest oryginalne. Możesz odnaleźć coś na swój temat w tych historiach ale równie dobrze możesz nie odnaleźć. To jest nieistotne.
W rodzinie Fisherów ludzie się kochają, nie cierpią, walczą ze sobą, padają niekiedy ostre i mocne słowa, ale nigdy nie ma się wątpliwości, że każda osoba stoi murem za drugą...

5. kocham ideę kategoryzacji śmierci, wyraźnie wyłaniającą się ze wszystkich sezonów: jest śmierć naturalna, spokojna / tragiczna, szokująca / żałosna i przez to smutna / niespodziewana i nagła / gwałtowna / cicha.....
wiele ich..., na przykład:




NA WSTĘPNY KONIEC:
ktoś wpadł na pomysł, aby zrobić kompilację najpiękniejszych scen z serialu... dodałabym do nich o wiele więcej ale... te również mi się podobają:


[wypowiedź jednego z użytkowników Youtube: "What I take from this whole show, is to be yourself. Accept others as they are... Always do better, but most of all - do. Do what your heart tells you to but your mind whispers you can't. Do. Whether you do, or you don't, life won't wait and death will catch up at some point. So while you can, do. Most of all, I think it tries to teach to love. We are all screwed up, I don't know any one who isn't, so try to love one and other... Thanks for posting this!! Loved it!"]


NA WŁAŚCIWY KONIEC:
kocham finałowy odcinek!
ślub Davida i Keitha - tyle czasu się docierali...
śmierć Ruth -  Ruth, którą, gdy umierała, wyczekiwał Nathaniel senior i junior
spóźniona miłość buntowniczej Claire, wierna, przysiwawa, która czekała na nią...
wczoraj, dzisiaj i jutro zazębione ze sobą spójnie, pięknie, cicho boleśnie...

I ostateczna konkluzja -
wszyscy umieramy.. ale czy to właśnie nie jest powód tego, aby intensywnie przeżyć swoje życie?

 Nie widziałam piękniejszego zakończenia serialu....

Posłuchajcie, popatrzcie:


Ps. nie wyczerpałam moich kochań związanych z tym serialem, ani wątków, ani postaci, ani bogactwa tematów, ani ich oryginalności...    :-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz