K
Grzech wczoraj popełnił tekst (TEN tekst), na który po prostu nie mogę nie zareagować.
Jeśli chodzi o tytuł mojego posta, to użyłam go z premedytacją. Nie postrzegam siebie jako zimną sukę, ale kiedyś zostałam tak nazwana. Być może niektórzy z Was po zapoznaniu się z moimi poglądami też tak pomyślą. Usprawiedliwiać się nie mam zamiaru, ale, wierząc w inteligencję czytelników, nadmienię jedynie, że to, co mam do powiedzenia, wypływa z wiedzy i doświadczeń.
Mianowicie nie uważam, aby postępowanie K. zasługiwało na cokolwiek więcej prócz stwierdzenia, że było bardzo głupie. I nie zgadzam się z osądem Grzecha, że - koniec końców - K. wyszła z owego doświadczenia na pozycji wygranej. Wprost odwrotnie, za swoje nieodpowiedzialne i zdziecinniałe zachowanie otrzymała adekwatny do niego emocjonalny, być może również uczuciowy, "łomot".
Zabrakło jej zdrowego rozsądku, zdystansowanej oceny sytuacji oraz psychologiczno-ekonomicznej kalkulacji. Tak, kalkulacji. No chyba że K. ma dwadzieścia lat i wierzy w szczerą prawdziwą miłość. Myślę jednak, że jest starsza.
Z posta Grzecha nie wynika, że, rzucając wszystko w Polsce, K. miała już zaklepaną pracę za granicą. Przyjmijmy więc, że tak nie było. To bardzo duży błąd.
Niezwykle romantyczny pomysł na to, aby zrezygnować w swoim kraju z pracy i mieszkania i w tzw. ciemno udać się za granicę do swojej Miłości przez duże eM (parafrazuję Grzecha), jest w zasadzie psychologiczną pułapką, na którą autorka tego kuriozalnego pomysłu sama się była naraziła.
O co chodzi? O oczekiwania. Nawet jeśli w świadomości K. nie zaistniały, nie ma opcji, że nie urosły do gigantycznych rozmiarów w jej podświadomości.
Rzucam i ryzykuję wszystko, bo intuicja podpowiada mi, że to ten Jedyny i Wybrany i - być może - TenNaZawsze.
Naturalnym następstwem takiego kroku jest, że w umyśle zaczynają mocno się roić oczekiwania adekwatne do skali tego, co się poświęciło. Oczekiwania, że ów facet doceni, wpadnie w zachwyt, ba!, może i padnie na kolana? Zasypie kwiatami i pocałunkami? Jakże mógłby postąpić inaczej?
Przecież rzuciłam dla niego wszystko. Wszystko!
Nie chcę trywializować ani upraszczać niczego, ale.... ów facet mógł sprawy postrzegać "troszeczkę" inaczej. A, biorąc pod uwagę finał tego romantycznego wojażu, raczej na pewno postrzegał to wszystko inaczej. Osobiście przyznam, że wystraszyłabym się takiego obrotu zdarzeń. Być może przygniotłyby mnie.
I być może przygniotły owego faceta.
Gdybym nawet była ciekawa, czy istotnie jest on moją Miłością przez duże eM, być może zdecydowałabym się na kilka wizyt, być może dłuższych niż weekend. Prosta kalkulacja w takiej sytuacji jest nieodzowna - nie zwalę się nikomu na głowę z całym swoim jestestwem, bez perspektywy na natychmiastowe zatrudnienie, obarczając całą sobą faceta i skupiając się wyłącznie na nim. Co za idiotyzm!
Być może chłodna, racjonalna wyliczanka za i przeciw, pozwoliłaby K. uniknąć zakończenia, jakie miało miejsce.
Nie chcę prawić morałów ani rzucać frazesami, trudno jednak nie wspomnieć o tym, że codzienność, rachunki i inne przyziemne sprawy, którymi się JEDNAK żyje, potrafią zabić nawet najsilniejsze emocje, wyzerować adrenalinę, endorfiny i sprowadzić na ziemię. Być może K. oglądała za dużo komedii romantycznych. Ale schemat takiego filmu ma się tak do rzeczywistości jak przemyślenia pijaka spod sklepu monopolowego do filozofii Schopenhauera.
Cóż zatem. Zakończenie romantycznego zrywu K. było bardzo przewidywalne. Pan Miłość przez duże eM rzucił ją i/lub zostawił ją dla innej, być może bardziej zrównoważonej kobiety, być może zaproponował K. przyjaźń albo użył jednego z bajecznych argumentów pt. za bardzo się różnimy. I nie, mój przyjacielu Grzechu, K. nie wygrała dlatego, że spróbowała. Przegrała, ponieważ ŹLE spróbowała oraz z podkulonym ogonem i - być może - goryczą wróciła do Polski. Dobrze, że chociaż pracę dostała - z tego, co napisałeś, wynika, że szybko.
Będzie miała czym zająć myśli.
brawo! zgadzam sie z kazdym zdaniem. czytalam tekst G i nie moglam wyjsc z podziwu dla naiwnosci bohaterki. swoja droga, to znam pary, ktore podjely decyje o wspolnym zyciu, gdzie jedno musialo rzucic wszystko i wyjechac. udalo im sie bo zrobilii to rozsadnie i kalkulowali wspolnie. to jest mozliwe.
OdpowiedzUsuń