czwartek, 1 maja 2014

Krótka historia o odwadze

G

Kilka miesięcy temu spacerowałem po zimowym parku z K. i słuchałem o jej rewolucji życiowej. Okazało się, że postanowiła pójść za ciosem i zauroczenie/zakochanie w facecie mieszkającym na stałe za granicą zamienić w coś większego. Postawić wszystko na jedną kartę i pojechać za miłością do innego kraju i tam ułożyć sobie życie.
- Mieszkanie zostało już wynajęte, mam bezpłatny urlop w pracy. I rezygnuję z wygodnego życia w Polsce, żeby spróbować życia za granicą. Do kiedy? Być może już na zawsze - opowiadała pewnym siebie tonem głosu.
I nawet w ciemnym parku było widać jej świecące z przejęcia oczy.
*
Mocno mi zaimponowała. Odwagą, skłonnością do ryzyka i właśnie tą Miłością pisaną przez duże eM. Znam wielu ludzi, którzy o niej marzą, poszukują,, zaklinają, wyją z samotności do księżyca ale jednocześnie zupełnie nie rozumieją potrzeby ruszenia tyłka z domu i zmiany swojego życia. Ciągle są przekonani o swojej wyjątkowości i o tym, że jak już się owa miłość pojawi to... nic nie będzie trzeba więcej robić. Ci sami ludzie, gdy tylko pojawi się jakaś szansa i możliwość, nie potrafią jej docenić i zaryzykować. Później natomiast grzeją swoje myśli wizjami "gdybym się zdecydowała do niego pojechać na pewno moje życie było lepsze". No właśnie, gdyby...
*
Kilka dni temu okazało się, że K. jest już w kraju. Jej potencjalny i docelowy Mężczyzna Na Całe Życie rzucił ją używając jednego z najbardziej banalnych tekstów na świecie.
- Widocznie życie nie nagradza odwagi - skomentowała K.
Potem napisała też o tym, że udało jej się pozbierać i że dostała już dosyć ciekawą i pełną przygód pracę.
*
Nazwijcie to idealizmem, romantyzmem od siedmiu boleści albo jeszcze w inny sposób, ale mi się wydaje, że w całej tej sytuacji K. wygrała.
Bo spróbowała...
Tylko tyle i AŻ tyle.

1 komentarz:

  1. Spróbowała bo chciała.
    Przegrała bo "duże eM" nie istniało, być może 'istniało' w głowie K.

    OdpowiedzUsuń