G
To nie było tak dawno, więc dobrze to
pamiętam. Płyta "Kinematografia" Paktofoniki wpadła w
moje ręce jakieś kilka miesięcy po wydaniu. Pojawiła się,
zachwyciła, oszołomiła i okazało się, że ten CeDek przez
kolejne miesiące był właściwie grany na okrągło w moim
odtwarzaczu CD. Razem z techno i Dziewięciocalowymi Gwoździami,
których wtedy słuchałem (i słucham do dzisiaj).
Pamiętam też jak orzeźwiająca i
świeża była ta muzyka w 2000 roku i jak wspaniale błyszczała na
tle kiczowatych i banalnych nagrań puszczanych wtedy w radiu. Bo śląskim
chłopakom udało się stworzyć błyskotliwe i niebanalne teksty o
ważnych sprawach, uzupełnić je świetnymi podkładami i zaśpiewać
w taki sposób, że frajda z tworzenia czegoś swojego (i tylko
swojego) udzielała się słuchaczom w sposób maksymalny. Nic więc
dziwnego, że potem chłopaki z zespołu, którzy podali na płycie
swój numer komórki (jakie to niedzisiejsze, nieprawdaż?),
otrzymywali smsy o treści "Tylko Paktofonika na walkmanie
trzyma mnie przy życiu". A gdy śpiewali refren utworu "Jesteś
Bogiem", to nie spoglądali zawstydzeni w sufit sali koncertowej
tylko kierowali te słowa razem ze spojrzeniem do konkretnego
słuchacza. Sam zresztą miałem okazję kilkanaście lat temu w
Sopocie przekonać się, że koncert Paktofoniki jest rewelacyjnym
doświadczeniem.
Paktofonika to także samobójcza
śmierć Magika i świadomość, że najlepsza płyta zespołu jest
też jego ostatnią. A skojarzenia z zespołem Joy Division
przychodzą właściwie same.
Ogromnie się więc ucieszyłem, gdy
okazało się, że ktoś poszedł po rozum do głowy i zrobił na ten
temat film. To, że powstał obraz,
który próbuje się zmierzyć z nową historią polskiej muzyki, jest
tym bardziej ważne, że polscy
reżyserzy (z niewielkimi wyjątkami) mają ogromną awersję do
rzeczywistości i unikają jej w
scenariuszach swoich dzieł.
Ciekawe i zarazem smutne jest
obserwowanie na podstawie odbioru tego właśnie filmu, jak polska popkultura zjada swój ogon. Bo nagle
okazuje się, że film jest kolejną okazją dla prawdziwych
hiphopowców do podkreślania swojej
prawdziwości a wszyscy przechodnie czy też kinomaniacy pytani
przy wyjściu z kina, kupili płytę
zespołu jeszcze tego samego dnia, kiedy ukazała się na rynku. A
cześć dziennikarzy i felietonistów
dopiero teraz się obudziła i zauważyła, że istniał
i istnieje
coś takiego jak hip-hop i - pomimo ich
wyraźnej niechęci - miał i ma duży wpływ na rzeczywistość.
Są też pismaki, którzy nie chcą się obudzić. W przypadku tego filmiku tak naprawdę niechęć budzi
jednak reakcja Fokusa, który wiele lat
temu potrafił błyskotliwie bawić się słowami i stosował
wspaniałe gry słowne, tutaj jednak
zabrakło mu dystansu i pomysłu na mądrą i przemyślaną reakcję
na - po prostu - głupie zarzuty...
I jeszcze jedno. Najlepszą dotychczas
próbą opisania fenomenu zespołu jest wywiad Lidii Ostałowskiej z
2000 roku pod tytułem Teraz go zarymuję
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz