środa, 26 września 2012

Paktofonika, czyli wyobraź to sobie

G


To nie było tak dawno, więc dobrze to pamiętam. Płyta "Kinematografia" Paktofoniki wpadła w moje ręce jakieś kilka miesięcy po wydaniu. Pojawiła się, zachwyciła, oszołomiła i okazało się, że ten CeDek przez kolejne miesiące był właściwie grany na okrągło w moim odtwarzaczu CD. Razem z techno i Dziewięciocalowymi Gwoździami, których wtedy słuchałem (i słucham do dzisiaj).
Pamiętam też jak orzeźwiająca i świeża była ta muzyka w 2000 roku i jak wspaniale błyszczała na tle kiczowatych i banalnych nagrań puszczanych wtedy w radiu. Bo śląskim chłopakom udało się stworzyć błyskotliwe i niebanalne teksty o ważnych sprawach, uzupełnić je świetnymi podkładami i zaśpiewać w taki sposób, że frajda z tworzenia czegoś swojego (i tylko swojego) udzielała się słuchaczom w sposób maksymalny. Nic więc dziwnego, że potem chłopaki z zespołu, którzy podali na płycie swój numer komórki (jakie to niedzisiejsze, nieprawdaż?), otrzymywali smsy o treści "Tylko Paktofonika na walkmanie trzyma mnie przy życiu". A gdy śpiewali refren utworu "Jesteś Bogiem", to nie spoglądali zawstydzeni w sufit sali koncertowej tylko kierowali te słowa razem ze spojrzeniem do konkretnego słuchacza. Sam zresztą miałem okazję kilkanaście lat temu w Sopocie przekonać się, że koncert Paktofoniki jest rewelacyjnym doświadczeniem.
Paktofonika to także samobójcza śmierć Magika i świadomość, że najlepsza płyta zespołu jest też jego ostatnią. A skojarzenia z zespołem Joy Division przychodzą właściwie same.  
Ogromnie się więc ucieszyłem, gdy okazało się, że ktoś poszedł po rozum do głowy i zrobił na ten
temat film. To, że powstał obraz, który próbuje się zmierzyć z nową historią polskiej muzyki, jest 
tym bardziej ważne, że polscy reżyserzy (z niewielkimi wyjątkami) mają ogromną awersję do
rzeczywistości i unikają jej w scenariuszach swoich dzieł.
Ciekawe i zarazem smutne jest obserwowanie na podstawie odbioru tego właśnie filmu, jak polska popkultura zjada swój ogon. Bo nagle okazuje się, że film jest kolejną okazją dla prawdziwych  
hiphopowców do podkreślania swojej prawdziwości a wszyscy przechodnie czy też kinomaniacy pytani  
przy wyjściu z kina, kupili płytę zespołu jeszcze tego samego dnia, kiedy ukazała się na rynku. A  
cześć dziennikarzy i felietonistów dopiero teraz się obudziła i zauważyła, że  istniał i istnieje 
coś takiego jak hip-hop i - pomimo ich wyraźnej niechęci - miał i ma duży wpływ na rzeczywistość.
Są też pismaki, którzy nie chcą się obudzić. W przypadku tego filmiku tak naprawdę niechęć budzi  
jednak reakcja Fokusa, który wiele lat temu potrafił błyskotliwie bawić się słowami i stosował
wspaniałe gry słowne, tutaj jednak zabrakło mu dystansu i pomysłu na mądrą i przemyślaną reakcję na - po prostu - głupie zarzuty...

I jeszcze jedno. Najlepszą dotychczas próbą opisania fenomenu zespołu jest wywiad Lidii Ostałowskiej z 2000 roku pod tytułem Teraz go zarymuję

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz