piątek, 18 stycznia 2013

Jezus Maria Peszek MANIFESTUJE, KONTESTUJE I NIE PLUJE

K

Nie spieszyłam się z tym artykułem, ale wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała / miała potrzebę tę płytę skomentować. Uważam bowiem, że tego rodzaju manifesty artystyczne i światopoglądowe są Polsce, niestety, potrzebne. Dlaczego niestety? Spróbuję to wyjaśnić nieco później. 

-  "streszczenie" utworów

Nie sposób odbierać tę płytę z przymrużeniem oka. Maria nie 'mruga' do odbiorcy, jak to robiła w poprzednich albumach. Używa 'poważnych' słów a aluzje i igraszki słowne nie spełniają roli inteligentnego upiększacza tekstów, lecz niosą ze sobą ważne treści. Gdybym miała pogrupować tematy podjęte na tym krążku, zrobiłabym to tak: 
1. Rozprawa z ojczyzną. Jak Gombrowicz pisał o synczyźnie, pomyślałam, słuchając tekstów Peszkówny, o córczyźnie. Jaki cel ma prowokacyjne neologizowanie słowa "ojczyzna"? Taki cel, aby nabrać dystansu, spojrzeć (samo)krytycznie a przez to wprowadzić nieco świeżego powietrza w zatęchłą prawomyślność. I może jeszcze po to, aby nieco spokornieć. Po wykonaniu tychże czynności, można spojrzeć na swój kraj nie tylko z sympatią, ale również z otwartością na inność, która niczemu nie zagraża. 
Peszek wyśpiewuje:
"płacę abonament
 i za bilet płacę
 chodzę na wybory
 nie jeżdżę na gapę
 tylko nie każ mi umierać
 tylko nie każ nie każ mi
 nie każ walczyć nie każ ginąć
 nie chciej Polsko mojej krwi"
Chyba najwyższy czas, aby nasz kraj uwolnił się od martyrologiczno-sentymentalnych naleciałości z poprzedniej epokio której niewątpliwie należy pamiętać, ale która już minęła. Chyba najwyższy czas odrzucić etos bohatera walczącego za kraj, etos Matki Polki itp. I wreszcie, chyba najwyższy czas stać się po prostu obywatelem? Bo "lepszy żywy obywatel niż martwy bohater". Przypomniała mi się w tym miejscu świetna piosenka z płyty "Miasto mania", w której autorka już ów temat poruszyła:

Chciałam jeszcze zwrócić uwagę na to, że Maria mieszka w Polsce, wydała płytę w Polsce i o Polsce rozmyślała. A to o czymś świadczy. 
W innej piosence autorka śpiewa "boli mnie Polska, wisi mi krzyż". Mnie Polska w postaci agresywnych krzykaczy również boli a sprawa z krzyżem (przed Pałacem Prezydenckim czy w miejscach publicznych typu szkoła, sejm itd.) również mi wisi. Bo to, co wyprawiali rydzykostronniczy, to była profanacja tego religijnego symbolu.
Jakgdyby była świadoma tego, co może ją czekać po premierze płyty, ironicznie i autotematycznie wyśpiewuje:
 "Ja niedobro narodowe
 ja pod skórą drzazga
 samo mięso duszy
 ja porno ja miazga
 ja czarny kot
 ja wściekły pies
 ja chwast i ja blizna
 i ja niechcianych słów
 jedyna ojczyzna
 Dla was drapię
 strupy myśli
 dla was w supły
 wiążę słowa
 dla was śpiewa
 pieśni z pleśni
 śmieciowa królowa
 kundle odmieńcy
 śmieci wariaci
 obywatele degeneraci
 ej duszy podpalacze
 róbmy dym"
2. Walka z depresją. W jednym z wywiadów autorka wyznała, że przechodziła przez ciężki okres w swoim życiu. I jako człowiek dała temu świadectwo. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że nie było łatwo po przezwyciężeniu depresji wrócić do tych chwil i pisać. Ale być może był to rodzaj ostatecznego oczyszczenia. Człowieka, który sam rzucił wyzwanie temu, co odbierało mu chęci do życia. Czysty humanizm!  Oto swoiste credo osoby emocjonalnie 'połamanej', której udało się 'poskładać': "Zbankrutował mi dzisiaj cały świat  już wiem jak się traci na giełdzie rozpaczy"... "Tnę się w kawałki, tnę się, kaleczę Do zobaczenia na tamtym świecie".... "Taka jestem dziś zmęczona Tak mi dzisiaj bardzo źle Już nie mogę, ja umieram Już nie mogę, nie! Załamanie nerwowe, dzwoń po pogotowie"...."ej, czy ktoś wie, jak tu jest na samym dnie".....
3. Manifest człowieka rodzaju żeńskiego. Wciąż w naszym kraju kobieta, która nie chce mieć dzieci, jest postrzegana co najmniej dziwnie - może jest chora? może nie może? Oczywiście, niemożliwe jest, aby mogła NIE CHCIEĆ, ponieważ osoba płci żeńskiej staje się w pełni kobietą, gdy urodzi dziecko. W Polsce ten etos kobiety nadal pokutuje, zaś nie-matki są postrzegane jako 'odstępstwo od reguły'. Tymczasem Maria śmiało wyznaje: "Nie wiem czy chcę rozmnażać się nie wiem czy chcę ciąg dalszy swój mieć Kocham cię najbardziej na świecie ale nie chcę mieć dzieci nie chcę być matką" I przypomina w ten sposób, że kobieta jest przede wszystkim człowiekiem, który niekoniecznie musi być obarczony powinnościami biologiczno-społecznymi i ma prawo wyboru. Podoba mi się to....
4. Manifest ateisty.  Ateista nie jest złym człowiekiem. Nie jest szatanem. Jest człowiekiem, który ma inny światopogląd na religię. Nie jest zagrożeniem dla wierzących - jakoby pod jego wpływem mogli zwątpić czy przestać wierzyć. Kiedyś przeczytałam następującą wypowiedź ś.p. księdza Tischnera - parafrazuję: nie spotkałem człowieka, który straciłby wiarę z powodu ateisty, ale spotkałem człowieka, który stracił wiarę z powodu swojego proboszcza. Piosenkę "Pan nie jest moim pasterzem" postrzegam jako wielką manifestację humanizmu w wersji ateistycznej. Aluzyjny względem psalmu tekst nie zawiera żadnych bluźnierstw. Chyba że założymy, że sama niewiara w Boga taka jest. 
"Pan nie jest moim pasterzem
 A niczego mi nie brak

 Nie przynależę i nie wierzę

 I chociaż idę ciemną doliną

 Zła się nie ulęknę i nie klęknę

 Nie klęknę

 Pan nie prowadzi mnie

 Sama prowadzę się

 Jak chcę, gdzie chcę

 Pan nie prowadzi mnie

 Sama prowadzę się własną drogą

 Zawsze obok"

Oczywiście, jak zainteresowani wiedzą, nie zabrakło oburzonych. Przedstawiciele ultraprawicowego bicia piany to ludzie, którzy nieustannie kreują jakieś zagrożenia - a to płynące ze strony sąsiadów zza granicy (UE to nie okazja, lecz zagrożenie), a to ze strony tych współobywateli w kraju, którzy mają inne poglądy; cały czas bębnią w przestrzeni publicznej i medialnej o zagrożonej polskiej (katolickiej oczywiście) tożsamości, o upadku narodu i człowieka... Używają języka zmanipulowanego i nasączonego prawicowo-kościelną propagandą, która nieustannie jątrzy. Właściwie już przestałam się zastanawiać, po co to robią. Jestem zmęczona tym oskarżycielsko-rozliczeniowym bełkotem z dodatkiem fermentującej obłudy. Chcę spokoju, rozsądku, dystansu. Może właśnie dlatego ta płyta jest dla mnie rodzajem oddechu emocjonalnego i światopoglądowego. Nie muszę się ze wszystkim zgadzać (np. nie jestem ateistką), ale to, że ktoś prezentuje radykalnie odmienne poglądy od moich mi nie przeszkadza; traktuję to jako okazję do wzbogacania własnych. I prawicowiec niech jak najbardziej sobie żyje, ludzie o takich poglądach również są potrzebni. Tylko niech zamknie jadaczkę i nie nakazuje innym, jak mają żyć i w co wierzyć. I niech wreszcie zrozumie, że "inny" nie oznacza wrogi. 

Niezwykle i boląco autentyczny jest ten album, pełen wyznań, prowokacji, ambitnych igrań słowami (po tym dała się poznać Peszkówna w przypadku poprzednich albumów) i, zdaje się, najbardziej osobisty twór artystyczny piosenkarki.

Muzycznie ów album również wstrzelił się w mój gust. Ale to kwestia właśnie upodobań a te - wiadomo - każdy ma indywidualne. Więc nawet jeśli muzycznie kogoś płyta nie zachwyci, uważam, że warto przebrnąć przez nią i zastanowić się nad tym, co Peszek ma do powiedzenia. 

Na koniec dodam, że gdyby ta płyta została wydana na Zachodzie, byłaby po prostu jedną z wielu premier; natomiast w naszym kraju jest skandalem, zaś jej autorka propagatorką nihilizmu i satanizmu, jak nie omieszkał zauważyć pan Terlikowski.



2 komentarze:

  1. Świetna recenzja. W pełni zgadzam się z Twoimi opiniami, chociaż mogę przez to wyjść za bezmózgowca.

    Karél

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeśli możesz wyjść na bezmózgowca, to ja również. Tylko kto dał komu prawo, żeby o tym orzekać... Dziękuję za dobre słowa!

    OdpowiedzUsuń