piątek, 18 stycznia 2013

Leżeć wśród bydła i śmiać się ze szczęścia. Kilka słów o filmie i historii Temple Grandin

K



Film z 2010 roku traktujący o autystycznym geniuszu przeszedł bez większego echa i rozgłosu i dziś mało kto wie, że w ogóle powstał. A szkoda, ponieważ, pomijając istotę podjętej tematyki, jest to dzieło bardzo dobrze zrobione. Temat autyzmu i historia dotkniętej nim kobiety okazał się z jakichś przyczyn mało "chodliwym" wątkiem na obraz kinowy, ale na szczęście "Temple Grandin" został doceniony jako film telewizyjny; m.in. Claire Danes otrzymała Złoty Glob za rewelacyjnie zagraną główną rolę. Młoda aktorka niesłychanie przekonująco wcieliła się w skomplikowaną i chorą osobę, która jednocześnie została obdarzona unikatowym talentem. Uważam, że, jak do tej pory, to była życiowa rola Danes. Na uznanie zasługuje także dojrzałe i równie autentyczne aktorstwo Julii Ormond. 



Parę uwag na temat sposobu zrobienia filmu. Odzwierciedlenie specyfiki myślenia osoby autystycznej i jednocześnie posiadającej genialny dar musiało być sporym wyzwaniem, z którym reżyser, Mick Jackson, oraz scenarzyści poradzili sobie wyśmienicie. Zobrazowali: 
a) nadwrażliwość zmysłową Temple (wyostrzony wzrok i nadwrażliwy słuch), wybierając do tego celu takie sceny, w których można było hiperbolizować zjawiska (kakofonia, gęstość powietrza, określone przedmioty i urządzenia wzbudzające lęk lub zachwyt)
b) sposób postrzegania i rozumienia rzeczywistości przez Temple, obrazując analityczność jej myśli (włączenie grafiki w postaci wykresów, scen powstałych w jej umyśle na zasadzie skojarzeń itp.)
Dzięki tym zabiegom, widz jest w stanie empatycznie zrozumieć inność Temple oraz konflikty, stres, niezrozumienie, jakie owa inność powodowała. Ma możliwość oceniać rzeczywistość filmową z dwóch perspektyw: zdrowych ludzi i Temple. 
Brak w tej historii tandety emocjonalnej. Wzruszenie perypetiami autystki i jej najbliższych przychodzi po cichu i po prostu. Twórcy filmu nie dodali żadnych scen czy dialogów, które miałyby na celu wzbudzić w odbiorcy patetyczne uniesienia. (Za co jestem im bardzo wdzięczna).

Historia Grandin ładuje człowieka bardzo pozytywnie oraz stawia mnóstwo pytań. Przede wszystkim o kategorię "innego" w społeczeństwie. W pewnym momencie jej niezłomna matka mówi o swojej córce "Different, not less" ("Inna, nie gorsza"). Myślenie o człowieku niepełnosprawnym - szczególnie intelektualnie - jako o gorszym wypływa bezpośrednio z braku wiedzy na temat tych ludzi. Oraz, być może, z powodu zakłopotania i lęku, jakie mogą oni powodować w zdrowym człowieku. Bardzo często nie wiemy, jak się zachować, czy mówić normalnie jak się mówi do osoby intelektualnie sprawnej, czy może nie mówić w ogóle, czy dotknąć, czy się uśmiechnąć... I summa summarum, wolimy unikać kontaktu. Powstaje pytanie - czy przypadkiem nie tracimy czegoś cennego, decydując się na izolację? Przy okazji poruszonego wątku "innych", zachęcam Szanownych Czytelników do obejrzenia krótkiego dokumentu "Jak motyl".

W czasie oglądania filmu dopadła mnie myśl, że Grandin miała pewne ważne szczęście. Mianowicie trafiła na dobrych i mądrych ludzi. W latach 60-tych metodą na "leczenie" osób dotkniętych autyzmem była instytucjonalizacja. Wystarczyło, by jej matka oddała ją do placówki dla chorych, a życie Temple (i jej dar) byłoby zmarnowane. I pomyślałam, jak wielu ludzi mógł spotkać taki właśnie los, wynikły z ludzkiej niewiedzy, braku wyobraźni i ignorancji....
Jest to historia o pokonywaniu trudności, o samorozwoju i zwycięstwie nad własnymi brakami i wadami.

Temple w rzeczywistości

Jest to również opowieść o ludzkiej determinacji i dążeniu do osiągnięcia wyznaczonego celu. Opowieść o kobiecie - specjalistce z tytułem naukowym, której droga nie była usłana różami. Wreszcie, jest to opowieść o człowieku, który, mimo swoich dolegliwości, postanowił dać siebie innym - i ludziom, i zwierzętom.....




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz