Lubię od czasu do czasu pomyśleć o dupie Maryni. Zasadniczo z tego powodu, że nie znam żadnej Maryni, która miałaby mniejszą dupę ode mnie. A znam kilka Maryń. Również z tego powodu, że tak właśnie jest, że nie tylko mężczyźni myślą o dupach. Oraz dlatego, że cztery litery wchodzą w poligamiczność związków z innymi wyrazami, co stanowi dla mojego umysłu zestaw niezwykle stymulujących bodźców. I także ze względu na to, że nie jestem kotem, nie spadam na cztery łapy, najczęściej właśnie na słowo złożone z dwóch spółgłosek i dwóch samogłosek, o którym mój Ojciec mawia, że nieważne, czy przez "u", czy przez "ó", bo jeśli niemyta, to i tak śmierdzi a wtedy kit pani/panie z ortografią.
Lubię od czasu do czasu porozmawiać o dupie Maryni, szczególnie gdy przeczuwam, że z moim/-ją interlokutorem/-ką lepiej nie rozmawiać o żadnej innej części ciała, ponieważ się na nich nie zna.
Cieszę się, że istnieje opcja rozmawiania o dupie Maryni, ponieważ gdyby jej nie było, byłabym skłonna w wielu sytuacjach milczeć lub nawet wyjść. Z siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz