sobota, 25 kwietnia 2015

Minuta ciszy po Władysławie Bartoszewskim

K


Zerknęłam na półkę, na której stoi szereg opasłych tomów. Pomiędzy historyczną trylogią Normana Davies'a niezmiennie od kilku lat miejsce zajmuje "Warszawski pierścień śmierci" Władysława Bartoszewskiego. Zatrzymałam wzrok na obwolucie i najzwyczajniej w świecie zrobiło mi się smutno. Jak wtedy, gdy świat obiegła informacja o tym, że odszedł Czesław Miłosz. 
Bartoszewski był kotwicą. Kotwicą wartości i spraw, które przestają mieć znaczenie z roku na rok. Które stają się skostniałym elementem obchodzonych rocznic. Ale czyż sam nie wypowiedział słów, które mnie osobiście wprawiły w osłupienie, że Jego pokolenie musi wymrzeć? Jego słowa stają się faktem. Pokolenie Kolumbów należy już wyłącznie do przeszłości, niezależnie od tego, ilu z tych skrzywdzonych przez historię ludzi jeszcze żyje. 

Szanowni Czytelnicy, aby zrozumieć kolejną część tego wpisu, odsyłam Was najpierw tutaj: przemyślenia Tomka. Bowiem kolejną część tego wpisu adresuję do autora tychże przemyśleń:

Drogi Tomku, 
nieważne, co napisał Michnik, nie chcę tego komentować. To, co chciałabym, to przyznać Ci rację. Ale nie mogę. Napisałeś o pięknym, idealnym i pożądanym modelu kraju, niestety, niewykonalnym. Przecież musisz o tym wiedzieć. Twoje przemyślenia budują słowa człowieka dojrzałego, który potrafi z mądrością, dystansem i spokojem wysupłać z siebie wnioski słuszne, ale utopijne.
Nie wiem, czy takiego kraju, jakim obecnie jest Polska, chciał profesor Bartoszewski. Nie chodzi mi o to, czy publicznie potwierdził, że o taką walczył. Chodzi mi o to, czego nie mówił, bo nie chciał lub nie pozwalała Mu na to suma Jego życiowych doświadczeń. Mniejsza o to, najpewniej te najgłębsze przemyślenia zabrał ze sobą.
Żachnę się na myśl o wypisywaniu banałów w rodzaju: profesor Bartoszewski wytyczył szlak, którym powinniśmy podążać w swoim działaniu, w wartościowaniu i poszanowaniu życia i człowieka. I tem podobnych średnio światłych i mocno populistycznych haseł. 
Czuję smutek.
I jednocześnie trzeźwo dokonuję bilansu na podstawie Twoich przemyśleń. Napisałeś: Mój kraj jest dla wszystkich, którzy chcą znaleźć w nim swoje miejsce, którzy nie skreślają innych za ich poglądy, dla których myślący  i uczciwi, to nie tylko jedna, czy druga partia, jedna, czy druga strona jakiejś politycznej wojenki.
Otóż Tomku, ja to widzę tak: mój kraj nie jest dla wszystkich, którzy chcą znaleźć w nim swoje miejsce. Nie chciałabym egzystować w kraju, który, budując swoją otwartość wobec obcych kultur i obyczajów, płaci za owo budowanie cenę w postaci Breivików czy innych szaleńców. Nie może być dla obcych kultur, które chciałyby - stopniowo i w przebiegły sposób ewolucyjnie - obrastać w społeczną siłę i wywierać presję na praworządności kraju, jak to ma miejsce na przykład we Francji. Nie chcę takiej otwartości. Nie widzę w niej nadrzędności przekonania, że człowiek jest przede wszystkim człowiekiem, dopiero na drugim czy na trzecim miejscu identyfikowany poprzez swoją rodzimą kulturę a w jej obrębie przez wierzenia i poglądy. To jest niebezpieczne rozumowanie. Szalenie utopijne.
 I tak jak profesor Bartoszewski uważał, że nie należy mieszać historii z polityką, tak ja uważam, że tematyka partii politycznych, szczególnie merytorycznie żałosnych w naszym kraju, nie pasuje do refleksji na temat śmierci tego Wielkiego Człowieka. Wiem, że pisałeś to w bardzo dobrej wierze, w zupełnie innym kontekście, niż ja to widzę. Wiem to. Niemniej jednak, i mimo że profesor brał udział również w życiu politycznym, jakoś tak - patrząc panoramicznie na historię Jego życia - to jest ostatni temat, który przychodzi mi na myśl.
Wybacz moje fatalistyczne - ale również, w moim odczuciu, skrajnie racjonalne - przemyślenia. Napisałeś o kraju, który powinien być. Ale którego nie ma.
Niezależnie od powyższych - z głębokości mojej jaźni i w ciszy wypowiadam powoli te słowa:
CZEŚĆ PAMIĘCI PROFESORA.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz